Rozdział 5
*Des*
- Nawet się do mnie nie odzywaj! – warknął Harry, otwierając drzwi domu pięścią. Dawno nie widziałam tak bardzo napiętych mięśni jak miał teraz. Oddychał głęboko i płytko, co jakiś czas przeczesując nerwowo palcami burzę loków. Westchnęłam sfrustrowana, wypuszczając syk z ust. Wbiegłam zezłoszczona za chłopakiem, szarpiąc jego ramię do tyłu.
*Des*
- Nawet się do mnie nie odzywaj! – warknął Harry, otwierając drzwi domu pięścią. Dawno nie widziałam tak bardzo napiętych mięśni jak miał teraz. Oddychał głęboko i płytko, co jakiś czas przeczesując nerwowo palcami burzę loków. Westchnęłam sfrustrowana, wypuszczając syk z ust. Wbiegłam zezłoszczona za chłopakiem, szarpiąc jego ramię do tyłu.
- Posłuchaj mnie! – wydarłam się, powodując, że Jared
wyjrzał zza łuku do salonu.
- Nie dotykaj mnie, Des. Nawet nic nie mów – fuknął, strącając moje ramię. Szybkim krokiem skierował się do kuchni, a ja zaraz za nim. Nie wiem gdzie jest Angel, bo to o nią w tym wszystkim – w większości – chodzi a spierdoliła jak mały szczeniak!
- Harry, nie odtrącaj mnie znowu od siebie! – krzyknęłam, wyrzucając ręce do góry. Harry rzucił mi lodowate spojrzenie, grzebiąc ręką w lodówce. Wyjął zimne piwo i z charakterystycznym syknięciem otworzył puszkę. Przekręcił ją, wlewając ciecz do swojego gardła. Jabłko Adama przesuwało się w górę i w dół przy każdym jego połknięciu.
- Zostaw mnie samego – mruknął, trzymając kurczowo puszkę z piwem.
- O co Ci chodzi!? – zapytałam wrzeszcząc. Wlepiłam w niego wzrok a on tylko wzruszył ramionami.
- Nie dotykaj mnie, Des. Nawet nic nie mów – fuknął, strącając moje ramię. Szybkim krokiem skierował się do kuchni, a ja zaraz za nim. Nie wiem gdzie jest Angel, bo to o nią w tym wszystkim – w większości – chodzi a spierdoliła jak mały szczeniak!
- Harry, nie odtrącaj mnie znowu od siebie! – krzyknęłam, wyrzucając ręce do góry. Harry rzucił mi lodowate spojrzenie, grzebiąc ręką w lodówce. Wyjął zimne piwo i z charakterystycznym syknięciem otworzył puszkę. Przekręcił ją, wlewając ciecz do swojego gardła. Jabłko Adama przesuwało się w górę i w dół przy każdym jego połknięciu.
- Zostaw mnie samego – mruknął, trzymając kurczowo puszkę z piwem.
- O co Ci chodzi!? – zapytałam wrzeszcząc. Wlepiłam w niego wzrok a on tylko wzruszył ramionami.
- O nic – odpowiedział chłodno, starając się nie spojrzeć w
moje brązowe tęczówki.
- Jak to, kurwa, o nic! – warknęłam – Wybiegłeś z klubu zaraz za Angel, każąc mi wracać do auta i ani słowa wyjaśnienia! Zapierdalałeś dwieście na godzinę, nie przejmując się w ogóle, że siedzę obok! I przestań pić, ty nigdy nie pijesz! – splunęłam, wyrywając piwo z rąk chłopaka. Rzucił we mnie piorunujące spojrzenie, burcząc coś pod nosem.
- Jak to, kurwa, o nic! – warknęłam – Wybiegłeś z klubu zaraz za Angel, każąc mi wracać do auta i ani słowa wyjaśnienia! Zapierdalałeś dwieście na godzinę, nie przejmując się w ogóle, że siedzę obok! I przestań pić, ty nigdy nie pijesz! – splunęłam, wyrywając piwo z rąk chłopaka. Rzucił we mnie piorunujące spojrzenie, burcząc coś pod nosem.
- To zacznę – wyszeptał, starając się żebym nie usłyszała.
- To sobie kurwa zaczynaj, ale beze mnie! – krzyknęłam, nie
powstrzymując swoich emocji. Ból, udręka i smutek przebiegł w oczach Harrego,
ale szybko zniknął, kiedy zieleń jego oczu pociemniała. Wspaniale, ciemna aura
Harrego wróciła! Błagam, oddajcie mi słodkiego księcia z bajki!
- Des – mruknął, spoglądając na mnie chyba pierwszy raz
odkąd tutaj weszliśmy.
- Nie Desuj mni tutaj teraz, Styles – splunęłam – Mam dość,
że nagle zamieniasz się w tego Harrego co nie powinieneś! Powiedz mi co się tam
właśnie wydarzyło bo zwariuje! Albo jeszcze lepiej, wrócę do tego pieprzonego
klubu i zapytam tego przystojnego blondyna w koszuli w kratę! Może on będzie
bardziej rozmowny niż ty – powiedziałam, zakładając dłonie na piersi. Czułam
jak krew na pływa mi do twarzy pod wpływem rosnącego sfrustrowania. Miałam
ochotę uderzyć w coś twardego a najlepiej w policzek chłopaka, który nie chce
mi nic powiedzieć. Zawsze się dogadujemy, okej, okej, może zazwyczaj ale to nie
powód żeby akurat w tej sytuacji mi nic nie mówił. To chodzi o moją najlepszą
przyjaciółkę!
- Daj mi spokój – burknął, wyciągając kolejną puszkę piwa.
- Daj mi spokój – burknął, wyciągając kolejną puszkę piwa.
- Jesteś okropny – fuknęłam, przeczesując włosy palcami.
- I bardzo seksowny – puścił mi oczko, a ja ukazałam mu swój
pomalowany na czerwono środkowy palec. – Dobra, leć do swojego Zayna – uniósł do
góry ręce w geście okazania całkowitej złości, jak to Harry – Przecież to z nim
przetańczyłaś prawie całą dyskotekę! – warknął.
- I tu Cie mam – zmrużyłam oczy, wpatrując się w twarz
Harrego. – Jesteś zazdrosny! – próbowałam ukryć cień rozbawienia w moim głosie,
ale chyba mi się nie udało.
- Nie jestem! – wykrzyknął. Tere-fere, baju baju! Jasne! Te
rumieńce na twarzy mówią wszystko.
- Oczywiście – przewróciłam oczami – i tylko dlatego opuściłeś klub?
- Oczywiście – przewróciłam oczami – i tylko dlatego opuściłeś klub?
- Jasne, że nie – teraz to on wywrócił swoimi zielonymi
tęczówkami, wpychając dłonie w kieszenie ciemnych rurek.
- Błagam, weź mi nie mów, że jesteś na mnie zły, dlatego że zatańczyłam z Zaynem! On jest twoim przyjacielem, nie wyrwał by Ci laski, Harry! – krzyknęłam, machając głową. On jest nienormalny!
- Jakbyś była programem telewizyjnym to bym Cię przełączył. Powtarzasz się a ja już kolejny raz Ci mówię, że nie jestem zazdrosny – wyparł się, przygryzając wargi.
- O, to mnie może sprzedaj! Po co Ci taki nieciekawy program! – warknęłam, cofając się kilka kroków. Harry udał, że kieruje na mnie pilot i niby klikając, jakby naprawdę zmieniał program. Sapnęłam zdenerwowana i odkręcając się na pięcie, wybiegłam z kuchni. Pieprzony debil. Jak może się tak zachowywać? Co ja mu zrobiłam? Nie miałam zielonego pojęcia, ze taniec z Zaynem go tak zdenerwuje.
- Błagam, weź mi nie mów, że jesteś na mnie zły, dlatego że zatańczyłam z Zaynem! On jest twoim przyjacielem, nie wyrwał by Ci laski, Harry! – krzyknęłam, machając głową. On jest nienormalny!
- Jakbyś była programem telewizyjnym to bym Cię przełączył. Powtarzasz się a ja już kolejny raz Ci mówię, że nie jestem zazdrosny – wyparł się, przygryzając wargi.
- O, to mnie może sprzedaj! Po co Ci taki nieciekawy program! – warknęłam, cofając się kilka kroków. Harry udał, że kieruje na mnie pilot i niby klikając, jakby naprawdę zmieniał program. Sapnęłam zdenerwowana i odkręcając się na pięcie, wybiegłam z kuchni. Pieprzony debil. Jak może się tak zachowywać? Co ja mu zrobiłam? Nie miałam zielonego pojęcia, ze taniec z Zaynem go tak zdenerwuje.
- Des! – krzyknął za mną, wychodząc również z pomieszczenia.
- Odwal się – odkrzyknęłam, wbiegając po schodach. Zdjęłam
płaszczyk, który przez cały ten czas był na moim ciele, rzucając go na pufę. Byłam
wdzięczna pozostałym mieszkańcom domu, że nie chcą przerwać naszej kłótni,
dając upust naszym emocjom.
- Des, przepraszam – Harry znalazł się zaraz za mną, zdejmując swoje buty. Zsunęłam szpilki, rzucając do tyłu. – Auć! – wrzasnął, kiedy jedna ze szpilek trafiła… nie wiem w co, ale mam nadzieję, że go zabolało tak samo jak moje serce teraz tłucze się i wija z bólu w mojej klatce piersiowej.
- Des – złapał pośpiesznie moje ramię, odwracają mnie do siebie. – Nie płacz, kurwa przepraszam – zmarszczył brwi, biorąc moją twarz w ręce. Twardymi, ale jakże dla mnie zbawczymi opuszkami palców delikatnie starł łzy z moich zaczerwienionych policzków. Nawet nie wiedziałam, że płaczę.
- Des, przepraszam – Harry znalazł się zaraz za mną, zdejmując swoje buty. Zsunęłam szpilki, rzucając do tyłu. – Auć! – wrzasnął, kiedy jedna ze szpilek trafiła… nie wiem w co, ale mam nadzieję, że go zabolało tak samo jak moje serce teraz tłucze się i wija z bólu w mojej klatce piersiowej.
- Des – złapał pośpiesznie moje ramię, odwracają mnie do siebie. – Nie płacz, kurwa przepraszam – zmarszczył brwi, biorąc moją twarz w ręce. Twardymi, ale jakże dla mnie zbawczymi opuszkami palców delikatnie starł łzy z moich zaczerwienionych policzków. Nawet nie wiedziałam, że płaczę.
- Odsuń się, mam dość, że najpierw na mnie krzyczysz a teraz
przepraszasz, to znowu się powtarza – wyszeptałam, zahipnotyzowania zielenią
oczu Hazzy. A niech go coś pierdolnie, zawsze wystarczy jedno jego słowo albo
spojrzenie i zamieniam się w wielką kupę budyniu bez kości.
- Des, błagam, wytłumaczę Ci wszystko, tylko przestań płakać – mówił, nadal pocierając szorstkimi palcami moje policzki – Hej, uśmiechnij się. – przewróciłam oczami, i z całej siły przywaliłam pięścią w brzuch chłopaka. Harry jęknął, gwałtownie się zginając w pół.
- Des, błagam, wytłumaczę Ci wszystko, tylko przestań płakać – mówił, nadal pocierając szorstkimi palcami moje policzki – Hej, uśmiechnij się. – przewróciłam oczami, i z całej siły przywaliłam pięścią w brzuch chłopaka. Harry jęknął, gwałtownie się zginając w pół.
- Okej, niezła kara – wychrypiał zdyszany, pocierając brzuch
jednym ramieniem. – Jak ja uwielbiam być Twoim chłopakiem – wycedził, powoli
się prostując.
- Coś Ci przeszkadza? – uniosłam brwi do góry – Zawsze mogę
pójść do Za…
- Dobra! Już! I tak mnie już wystarczająco dobiłaś –
podszedł do mnie, otulając ramieniem – i prędzej bym go zabił, niż pozwolił
żeby się do Ciebie zbliżył tak jak ja – mruknął do mojego ucha a ja wzdrygnęłam
się na jego słowa. Były naprawdę szczere i nawet nie mam planów próbować jego
obietnicy.
- Kocham Cię – wymamrotał, kładąc twarz w zagłębieniu mojej szyi. Wyglądało to naprawdę dziwnie z powodu, że ja ledwo co przekraczałam metr siedemdziesiąt pięć a Harry miał ponad metr osiemdziesiąt osiem. Przesunął nosem po mojej szyi, sprawiając, że zachichotałam. – Nie masz bladego pojęcia jak bardzo mam ochotę zedrzeć z Ciebie tą kieckę – wychrypiał, lekko podgryzając moją skórę.
- Kocham Cię – wymamrotał, kładąc twarz w zagłębieniu mojej szyi. Wyglądało to naprawdę dziwnie z powodu, że ja ledwo co przekraczałam metr siedemdziesiąt pięć a Harry miał ponad metr osiemdziesiąt osiem. Przesunął nosem po mojej szyi, sprawiając, że zachichotałam. – Nie masz bladego pojęcia jak bardzo mam ochotę zedrzeć z Ciebie tą kieckę – wychrypiał, lekko podgryzając moją skórę.
- Harry! – pisnęłam – Wiesz, że nie mogę – wyjaśniłam,
odsuwając od siebie chłopaka – A teraz chodź, obiecałeś, ze mi wszystko wytłumaczysz
– uśmiechnęłam się, kiedy grymas zamajaczał na ustach Hazzy. Przewrócił oczami
i dał się zaprowadzić do kanapy w salonie. Usiedliśmy a ja uśmiechnięta cały
czas, dałam znać żeby zaczął swoją opowieść.
*Justin*
- Jason! – warknąłem, wchodząc sfrustrowany do naszego domu. Rzuciłem kluczyki od Bentleya na szafkę i rzucają gdzieś w kąt skórzaną kurtkę wszedłem głębiej do domu. Od razu poczułem pod nogami coś miękkiej i fuknąłem przeklinając dzień, w którym pozwoliłem by Victoria zajęła się wystrojem domu. Pieprzony dywanik. Sapnąłem, wchodząc luźnym krokiem do salonu. Zaśmiałem się donośnie, widząc czarnowłosa kobietę na skórzanej, jasnej kanapie.
*Justin*
- Jason! – warknąłem, wchodząc sfrustrowany do naszego domu. Rzuciłem kluczyki od Bentleya na szafkę i rzucają gdzieś w kąt skórzaną kurtkę wszedłem głębiej do domu. Od razu poczułem pod nogami coś miękkiej i fuknąłem przeklinając dzień, w którym pozwoliłem by Victoria zajęła się wystrojem domu. Pieprzony dywanik. Sapnąłem, wchodząc luźnym krokiem do salonu. Zaśmiałem się donośnie, widząc czarnowłosa kobietę na skórzanej, jasnej kanapie.
- Witam, Panią – uśmiechnąłem się czarująco, przeczesując
włosy palcami.
- J-jason! – pisnęła dziewczyna, nerwowo skubiąc swoją ‘małą
czarną’. Przewróciłem oczami, kręcąc głową.
- Co jest złot… o Justin, nie miałeś wrócić trochę później? –
nagle w zasięgu mojego wzroku zmaterializował się czarnowłosy chłopak.
- Zmiana planów, wyproś laskę i siadamy. Mamy robotę –
splunąłem, nie zaszczycając nawet dziewczyny jednym spojrzeniem. Klepnąłem na
kanapę, wysuwając skrzyżowane w kostkach nogi na szklany stolik. Moje dłonie
kurczyły się w pięści co jakiś czas, czyli to co robiłem zazwyczaj będąc w
amoku. Pieprzony Styles. Miałem ochotę na tę laskę a on jak zwykle musi
wpierdolić się w nieswoje sprawy. Zirytowałem się jeszcze bardziej, wspominając
naszą wspólną przeszłość. Już mam dosyć, że cały czas wchodzi w nie to gówno co
powinien. Musi go spotkać jakaś kara.
- Yo, bro o co chodzi, miałem plany co do tej laski! – wyraźnie zezłoszczony Jason, opadł koło mnie na kanapie, przeczesując krótko ostrzyżone włosy palcami. – Co jest? Nie miałeś czasami wrócić z uroczą blondyną?
- Zamknij się i przynieś laptopa – warknąłem, przesuwając palcem wskazującym po dolnej wardze – Musimy kogoś mieć na oku. – dodałem.
- Yo, bro o co chodzi, miałem plany co do tej laski! – wyraźnie zezłoszczony Jason, opadł koło mnie na kanapie, przeczesując krótko ostrzyżone włosy palcami. – Co jest? Nie miałeś czasami wrócić z uroczą blondyną?
- Zamknij się i przynieś laptopa – warknąłem, przesuwając palcem wskazującym po dolnej wardze – Musimy kogoś mieć na oku. – dodałem.
- Okej? – Jason wyraźnie zdekoncentrowany zmarszczył brwi. Wstał
i nie pytając się o nic więcej zniknął za ścianą pomieszczenia. Westchnąłem,
kręcąc głową. Jej piękny, wielki biust cudownie ukazujący się w ciasnej
sukience i te wszystkie krągłości uwydatniające jej zalety.
- Jestem, co robić? – moje rozmarzenie przerwał chłopak,
który ponownie znalazł się koło mnie. Ułożył laptopa i potrzebny sprzęt na
stoliku przede mną a ja oglądałem go w skupieniu. – Powiesz mi w końcu o co
chodzi, do cholery? Co się stało?
- Styles się stał! – warknąłem, umieszczając łokcie na kolanach, nachylając się. Dłonie splotłem ze sobą, przykładając do ust.
- Styles się stał! – warknąłem, umieszczając łokcie na kolanach, nachylając się. Dłonie splotłem ze sobą, przykładając do ust.
- Znowu? Co on ma kurwa do nas? – Jason splunął,
uruchamiając cały sprzęt. Wpisał hasło w odpowiednie miejsce i naszym oczom
ukazał się pulpit.
- Nie wiem ale mam zamiar się tego dowiedzieć. Muszę go
kurwa zniszczyć zanim stanie się naprawdę naszym zagrożeniem – sapnąłem,
wędrując myszką po ekranie.
- Już jest naszym zagrożeniem, Jus – niechętnie odparł
Jason, na co zdzieliłem go po głowie. Ale miał kurwa rację, jest niebezpieczny.
Nie boję się go, ale on za wiele o mnie, o nas wie. Nie mogę pozwolić żeby
niepotrzebni słuchacze wiedzieli więcej niż powinni.
- Ale mam pewien plan – uśmiechnąłem się cwaniacko, wpisując
w wyszukiwarkę pewne słowo.
- Mercedes McKlaus? – zapytał nic nie wiedzący Jason, który
wpatrywał się w moje ruchy. Zaśmiałem się, opierając o kanapę. – Nikt taki nie
istnieje, kto to ma być?
- Istnienie, mój drogi, istnieje – odpowiedziałem zamyślony.
- Istnienie, mój drogi, istnieje – odpowiedziałem zamyślony.
- Co planujesz? – zapytał Jase, marszcząc czoło.
- Ta dziewczyna musi się znaleźć w moich rękach – fuknąłem,
przeczesując włosy – to laska Stylesa i z tego co widziałem to jemu na niej
zależy – a jak wykończyć wroga?
- Zabić to na czym mu najbardziej zależy – uśmiechnął się
złowieszczo, zakładając ręce za głowę.
- No nie do końca zabić – mruknąłem – jest za seksowna na
śmierć, ale zawsze można ją trochę pokiereszować i będzie naszym zakładnikiem –
pokręciłem głową by rozruszać trochę kości.
- A jak planujesz ją złapać, skoro nie możemy jej znaleźć
nawet w naszej wyszukiwarce – Jason jeszcze raz spróbował coś wyszukać, nie
dostając żadnych wyników.
- Ma fajną przyjaciółeczkę, którą można wykorzystać –
uśmiechnąłem się cwaniacko, mrużąc oczy. Szykuj się, Angel. Mam nadzieję, że mi
pomożesz.
- Blondyna?
- Mhm – potwierdziłem, wstając z kanapy – Wyślij Taylera i Mckenzie przed dom Dangersów, mają śledzić blondynę i brunetkę na każdym kroku i zdawać relację co godzinę. A ty przyszykuj co tam potrzebne, jutro zabieramy naszą małą dziewczynkę do nas. – rzuciłem, szykując się na wejście po schodach.
- Blondyna?
- Mhm – potwierdziłem, wstając z kanapy – Wyślij Taylera i Mckenzie przed dom Dangersów, mają śledzić blondynę i brunetkę na każdym kroku i zdawać relację co godzinę. A ty przyszykuj co tam potrzebne, jutro zabieramy naszą małą dziewczynkę do nas. – rzuciłem, szykując się na wejście po schodach.
- Chcesz już ją jutro porwać?
- Nie ma na co czekać, im szybciej załatwimy problem tym lepiej – wzruszyłem ramionami, wchodząc na górę. Otworzyłem drzwi do mojego pokoju wędrując do środka. Zdjąłem koszulę, siadając za biurkiem. Wyciągnąłem IPhona z kieszeni i z łobuzerskim uśmieszkiem wpisałem w dotykowy ekran wiadomość. Nawet mała nie wiedziała, że zabrałem jej telefon wpisując swój numer.
- Nawet się Styles nie spodziewasz, co się czeka – zaśmiałem się chytrze, rzucając telefon na biurko. Jutro czeka mnie ciężki dzień.
__
Hej hej!
Mam nadzieję, że Wam się spodoba, mimo, że nie należy do najdłuższych.
12 osób odpowiedziało w ankiecie, więc zrobię pewien szantaż.
Mogę liczyć na 4 komentarze? Jak tylko się uzbiera ta liczba - wstawię 6 ;)
Dziękuję bardzo za to że czytacie xx
nareszcie akcja się rozwija!
sorczi za błedy
~ Grossa
Jeezu czemu taki krótki? ;__; chcę długi i chcę więcej Austina! (Angel i Austin), mam nadzieję, że w następnym będzie ich dość dużoo :D :D
OdpowiedzUsuńLudzie, piszcie komentarze! :O :D
Aa... Możesz usunąć weryfikację obrazkową? To nieco uciążliwe... :P
ja też chce dłużysz rozdział *.*
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie to co ty tam wymyśliłaś. Twoja wyobraźnia cały czas mnie zaskakuje. Więc z pewnością bd czytać twojego bloga ♥
Czekam na następny.
Super!!!! Błagam dodaj kolejny rozdział!!!
OdpowiedzUsuńSUPER! Zapraszam do czytania, komentowania i obserwowania mojego bloga!
OdpowiedzUsuńhttp://i-want-you-to-stay-one-direction-blog.blogspot.com/
Nominujemy cię do Liebster Award ^^ więcej informacji:
OdpowiedzUsuńhttp://all-this-little-things-opowiadanie.blogspot.com/2014/01/liebster-award-ponownie.html