środa, 25 grudnia 2013

4. Impreza

,,On wie jak to na mnie działa. Drań!"


*Des*

- Harry, do cholery jasnej, jadę z Tobą. Jestem tutaj, zrozum to – warknęłam, zacieśniając swoje objęcia na rączce w drzwiach. Jedno oko zasłoniłam grzywką, a drugie wędrowało po ciemnej karoserii Infiniti’go. Lubiłam ten samochód, ale przestałam dowiadując się, że może dotrzeć do dwustu kilometrów na godzinę tak jak na przykład robi to teraz Harry. – Robisz mi na złość!? – krzyknęłam chowając głowę w kolanach. Gardłowy chichot chłopaka rozległ się w samochodzie. Uniosłam swoją dłoń i wystrzeliłam środkowy palec w kierunku jego twarzy. Chwilę potem poczułam miękkie usta na mojej dłoni. – Wzrok na jezdnie, Styles – splunęłam mając nadal twarz w nogach. Hej, może i sama lubię jeździć szybko no ale nie aż tak!
- Przestań się denerwować, Des. Zwolniłem. – burknął a ja w końcu odważyłam się podnieść oczy. Pierwsze co zrobiłam to spojrzałam na deskę rozdzielczą. Faktycznie, jedziemy tylko sto pięćdziesiąt na godzinę, w stronę pobliskiego supermarketu. Oczywiście Angel w robieniu zakupów była fatalna co się równa z tym, że nie ma zielonego pojęcia co kupić na jakikolwiek obiad. Dlatego rano wstając obejrzałam dokładnie zawartość lodówki i nie zdziwiło mnie, kiedy żaden z produktów nie nadawał się na zrobienie obiadu.
I na kogo spadł obowiązek zrobienia posiłku? Oczywiście, że na Harrego.
Ale mój ułomny chłopak sam sobie nie poradzi, dlatego po godzinnych błaganiach i obiecaniu niesamowitej kolacji zgodziłam się na pomoc. I co otrzymuje w zamian? Nerwy i przerażenie o własne życie!
- Boże, nienawidzę Cię – wtopiłam plecy w fotel, marząc tylko o ciepłym łóżku w sypialni. – Śpisz na kanapie.
- Oh, też Cię kocham – cmoknął, opierając lewy łokieć na łokietniku pomiędzy nami. – Zaraz, czekaj, co!? – spojrzał na mnie z rozbawieniem wypisanym na twarzy. Wskazałam wymalowanym paznokciem na przednią szybę, przypominając mu do cholery że prowadzi.
- Kanapa dzisiaj, kochasiu – wzruszyłam ramionami, przygryzając wargę.
- Zabawna jesteś, Mercedes – posłał mi ironiczne spojrzenie z uniesionymi brwiami.
- Nie drażnij mnie – poczułam jak moje oko drży. I tak zareagowałam bardzo łagodnie na wspomnienie mojego pełnego imienia. Nienawidzę go i tylko i wyłącznie Harry ma prawo się tak do mnie zwracać, ale jest tego świadomy, że zrobienie tego to jak próba wejścia na Mont Everest. A on chyba myśli, że są tam ruchome schody.
- Ale od razu kanapa? – jęknął, marszcząc zabawnie czoło.
- No chyba, że wolisz podłogę. Twój wybór.
- Nienawidzę, kiedy masz okres – fuknął, parkując na sklepowym parkingu. Zaśmiałam się i pocałowałam go w policzek. Rzucił mi zdziwione spojrzenie i wyrzucił ręce w powietrze w geście niezrozumienia.
- Ja też nie – zachichotałam, wypadając z samochodu i wchodząc do sklepu.
*
Odłożywszy zakupy w odpowiednie szafki w kuchni wdrapałam się na górę na nasze piętro. Willa była przeolbrzymia i jakby każdy pokój był zajmowany przez jedną osobę, umieścilibyśmy tutaj z trzydzieści gości. Pierwsze piętro należało do Jareda i chłopaków, lecz jedna z części była odosobniona dla An i Devin. Poddasze, które i tak było sporych rozmiarów było tylko i wyłącznie moje i Harrego. Było przyjaźnie urządzone i w porównaniu z ekstrawagancją poprzednich pomieszczeń – piętro było skromnie wyposażone.
Na wejściu stała niebieska pufa a obok zrobiona z jasnego drewna szafka na buty. Oczywiście wszystkie pułki praktycznie były zajmowane przez moje szpilki, gdyż Harry lubił chodzić tylko w swoich ukochanych butach i miał może jeszcze z kilka par, które rzadko nosił. Nad mebelkiem był rządek zdjęć Jareda, chłopaków i An z Devin. Obok były plakietki ze zdjęciami starych samochodów i doczepianymi haczykami, na których wieszaliśmy nasze kurtki. Przeszłam po puchowym dywaniku, wchodząc do niewielkiego pomieszczenia służący jako barek. W pułkach w ścianach umiejscowione były różnego rodzaju wina a w małej lodóweczce przysmaki, po które nie chce nam się schodzić wieczorami na sam dół do kuchni. Przede wszystkim jest to pomieszczenie Harrego, który trzyma w ukrytych szafkach swoje pełne wyposażenie ‘do zabijania’. Tak brzmi to okropnie, ale w wysuwających się szuflad znajdziesz wszystko czym można pogrozić jakiejkolwiek osobie.
Zabrałam puszkę dietetycznej coli i otwierając ją z charakterystycznym świstem i przeszłam do salonu. Był to mój ulubiony pokój w całym pałacyku. Jedna ściana była pokryta tylko i wyłącznie moimi wielkimi zdjęciami, jako fototapeta. Na niektórych się uśmiechałam, szczerząc się do aparatu, na niektórych śmiertelnie obrażona na osobę robiącą mi niechciane zdjęcia a niektóre nawet nie powinny się znaleźć na tej ścianie. Ale to był prezent od Harrego, kiedy Jared kilka dni wcześniej powiedział nam, że całe poddasze jest nasze, zaczynałam czuć się jak prawdziwa pani architekt a tu kiedy miałam już prawie cały projekt, mój chłopak zrobił mi niespodziankę. Kolejna ściana, naprzeciwko mojej, pokryta była zdjęciami Loczka.
Podeszłam do niej i uśmiechnęłam się szeroko, dotykając zdjęcia Harrego na motorze. Nadal nie mogę uwierzyć, że on jest cały mój. Przygryzłam wargę błądząc nadal wzrokiem po nieskazitelnej twarzy Harrego.
Kolejna ściana była po prostu jasnego beżu. Przez dwa niewielkie okna wpdało tutaj wystarczająco światła, by oświetlić pokój. Jasne zasłony poruszane przez letni wiaterek, układały się falami na biurku wtopionym w ścianę. Zawsze o takim marzyłam, a Harry doskonale to wiedział. Ściana za plazmowym telewizorem była cała w naszych wspólnych zdjęciach.
- Des! Jestem już – zdyszana Angel wbiegła na górę i w szybkim tempem znalazła się zaraz przy mnie, całując mój policzek. Zmrużyłam zdekoncentrowana brwi przybliżając twarz do bladej buzi An.
- Co się stało? – zapytałam po cichu, przyglądając się reakcji dziewczyny.
- Nic – zwęziła usta w cienką linię a ja już byłam pewna, że jest coś na rzeczy.
- Jasne, pucuj się – zachichotałam, prowadząc blondynkę na kanapę – Coli? – uniosłam wyżej dietetyczną puszkę a po skinięciu dziewczyny rzuciłam w jej kierunku, zapominając że ją już otworzyłam. Naszczęście jej refleks był niczego sobie i złapała napój zanim zdążył się rozlać. Opadłam na kremowy, skórzany fotel i czekałam aż przyjaciółka zacznie swoje spowiadanie się.
- No dawaj – zagadnęłam, dostając tylko wymowne spojrzenie – jesteś uśmiechnięta i zarumieniona a dziwne bo Nialla dzisiaj nie ma – poruszyłam brwiami. Kolejne karcące spojrzenie, ah jak ja ją kocham.
- Więc.. – przygryzła wargę, nerwowo przesuwając palec po obwodzie plastikowej puszki. – Idziemy dzisiaj na imprezę?
- Nie zmieniaj tematu, An! – krzyknęłam zirytowana. – no opisz mi już go i po kłopocie – zachichotałyśmy obie, ale przerwałyśmy kiedy do mieszkania wpadł Harry. Puścił mi oczko i rzuci ‘hej’ do Angel, która tylko skinęła głową. Zdjął z siebie skórzaną kurtkę wieszając ją na wieszaku i przeczesując zburzone loki, usiadł koło mnie. Od razu splótł nasze palce, rozsiadając się w ten dziwny męski sposób. Nogi rozszerzył a ramiona wyciągnął na oparciu sofy. Typowy chłopak.
- Witaj Badboy-u – zagadnęła Angel – no co gołąbeczki, szykujcie się o 19 wyjeżdżamy – mruknęła wstając z kanapy.
- Gdzie jedziemy? – zapytał Harry, kiedy objął mnie ramieniem. Wtuliłam się w jego klatkę piersiową, wdychając przyjazny zapach.
- Papaya cośtam – zmarszczyła zabawnie nos, robiąc to zawsze, kiedy była zdezorientowana – przypilnuj, żeby się nie wystroiła – mrugnęła i zbiegła w dół schodów. Westchnęłam z rozbawianiem.
- Wytłumaczysz mi to? Nie mówię jezykiem szaleńców – kuksnęłam go w bok, przewracając oczami.
- Poznamy dzisiaj jej nowego Bad-assa – zaśmiałam się wstając z kanapy.
- Kolejny? – jęknął ocierając twarz dłonią. Rzuciłam w niego dekoracyjną poduszką, która zaraz trafiła w mój tyłek. – Mam cela! – zachichotał, włączając telewizor.
- Ty jesteś celem – przewróciłam oczami, wchodząc do sypialni. Był to mój ulubiony pokój zaraz po salonie. Ciemne barwy ścian silnie kontrastowały z białą pościelą na dębowym łóżku. We wszystkich ścianach znajdowały się szuflady z ubraniami i inne ciekawe rzeczy o których nie powinniście na razie wiedzieć. Naprzeciwko łóżka wisiał telewizor a pod nim stała niewielka szafeczka na której położyłam bluzkę, którą dopiero co zdjęłam. Było popołudnie i miałam mało czasu na wyszykowanie się pomimo, że Angel aka największa zazdrośnica na świecie wyraźnie mi to zakazała. Wyjęłam z jednej z szuflad czystą bieliznę i skierowałam się do łazienki. Pomieszczenie nie było ogromne, ledwie co mieściła się tam wanna i sedes, jednak było całkiem przytulnie. Szczególnie kiedy Harry aka idealny chłopak na świecie przyrządził gorącą kąpiel z uroczymi płatkami róż dookoła.
Przygryzłam wargę i jęknęłam nie widząc mojego wymarzonego obrazka.
- Pomóc Ci w czymś, Des? – usłyszałam głęboką chrypę chłopaka.
- Spadaj – warknęłam, siadając na rogu wanny, zdejmując obcisłe jeansy.
- Jesteś pewna, zawsze mogę..
- Dobrze wiesz Harry na czym zawsze się kończy Twoja pomoc w łazience a wiesz również że nie mogę wiec spierdalaj – fuknęłam, odkręcając kran.
- Jesteś straszna jak masz okres! – krzyknął, wielce oburzony.
- Więc won zanim Ci poderżnę gardło – parsknęłam, słysząc kroki rozlegające się po panelach. Pokręciłam głową w rozbawieniu.
*
- Des, mówiłam Ci żebyś się nie stroiła! – jęk Angel rozbudził mnie z zamyślenia, kiedy stałam, czekając na jej osobowość na kanapie w korytarzu.
- Też jej to mówiłem – posłałam Harremu wymowne spojrzenie a on tylko wzruszył ramionami.
- I tak Cie nienawidzi – zachichotałam, wiedząc że An nie za bardzo przepada za Harrym a jaj wymówką kiedy się o to kłócimy jest ‘dobrze wiesz, że to nie odpowiedni chłopak dla Ciebie’. Ale to całkowita nie prawda. Wychowałam się w podobnym środowisku jak on i powiedzenie, że się ze sobą nie zgrywamy byłoby kłamstwem. Może i jesteśmy jak woda i ogień, ale ciągnie nas do siebie niczym Mikkiego i Minni.
- Próbować zawsze można – wymamrotał i ścisnął moją dłoń, kiedy skierowaliśmy się do wyjścia. Zajęłam miejsce pasażera w  a Harry przejął ster, ruszając w stronę klubu. Dev, Lou i Zayn jechali tuż za nami a Angel nerwowo przygryzała wargę na tylnym siedzeniu naszego samochodu. Oparłam się pokusie dogryzienia jej, ale wolałam skupić się nad tym, żeby nie pozwolić żadnej suce zbliżyć się do Harrego na mniej niż 3 metry. Dzisiaj, jak na złość, musiał się kretyn wystroić. Jego czarne, obcisłe rurki sprawiały, że miałam ochotę spleść z moimi i nie rozłączać ich. Ciemna koszula w jasne serca tylko się prosiła, żeby ją z niego zedrzeć. Przygryzłam wargę, wpatrując się w nieskazitelną buzię chłopaka. Pełne, różowe usta i zarysowane kości policzkowe w których od czasu do czasu pojawia się uroczy dołeczek.
- Aż tak bardzo kuszę? – przewróciłam oczami, kiedy łobuzerski uśmieszek zatańczył na ustach Harrego. – Nie bój się, wykorzystam to wieczorem – mrugnął, przygryzając swoją dolną wargę. Oh, on wie jak to na mnie działa. Drań!
- Nie możesz – wytknęłam język i zachichotałam, gdy chłopak zaklął pod nosem. Słysząc odgłos wymiotny odwróciłam się, widząc zezłoszczoną Angel.
- Jeszcze raz będziecie się tak pierdolić to chyba zwymiotuje tutaj – mruknęła, błądząc palcami po włosach.
- Tylko nie tutaj, to mój samochód, pamiętasz? – oby dwoje przewrócili oczami a ja tylko wzruszyłam ramionami. To będzie długi wieczór.
- Jesteśmy! – An pisnęła radośnie i chwilę potem już jej nie było w samochodzie. Wysiadłam z auta, od razu czując chłodny londyński wiatr na swoich odkrytych ramionach. Długo to nie trwało ponieważ ciepłe, silne ramiona Harrego oplotły moje drobne ciało.
- Uwielbiam Cię – szepnęłam, kiedy skierowaliśmy się – nadal przytuleni – w stronę klubu. Ochroniarz bez przeszkód wpuścił nas do środka a tłum stojący w kolejce nawet się nie odezwał spostrzegając kim jest Harry. Mnie nikt nie rozpoznał. Może i na szczęście? W mieście byłam znana jako ta, z którą nie warto zadzierać. Miałam kilka zleceń w sprawie zabójstwa, ale zazwyczaj wykonywał to któryś z chłopaków. Nienawidzę patrzeć w blade twarze ofiar. A odkąd jestem z Harrym wszystkie morderstwa ograniczyliśmy. Ja nienawidzę jak on to robi, a on nie pozwala żebym ja to robiła. Bronimy siebie nawzajem i jesteśmy domem dla siebie, którego oby dwoje potrzebowaliśmy.
- Mm – mruknął, całując płatek mojego ucha. Głośna muzyka uderzyła w moje bębenki, kiedy przekroczyliśmy próg. Kolorowe światła oświecały palemki znajdujące się na środku parkietu. Przy barze kręciło się dosyć sporo ludzi. Nigdzie nie mogłam dostrzec Angel, która wsiąkła gdzieś pośród spoconych ciał. Reszta dołączyła do nas, posyłając zdezorientowane spojrzenie. Angel zawsze była tą najspokojniejszą. Wolała zostać w domu niż pójść się zabawić a teraz pierwsze ze wszystkich ruszyła na parkiet, chyba. Gdziekolwiek była, mam nadzieję, że myślała i że jest bezpieczna.
Kiedy rozległa się moja ulubiona piosenka, moje biodra same zawładnęły moim ciałem, poruszając się w rytmie muzyki. Silne ramiona wyciągnęły mnie na parkiet ale pomyliłam się co do osoby, gdyż słodki uśmiech pasował tylko i wyłącznie do Zayna, który okręcił mnie wokół własnej osi.
- Mam nadzieję, że Harry mnie za to nie zabije – mruknął, kiedy zaczęliśmy tańczyć. Hm, może te szpilki nie były najlepszym pomysłem.

*Angel*

Nie mogłam wytrzymać w samochodzie a co dopiero męczyć się z tą dwójką w klubie. Wystrzeliłam z auta jak poparzona, odnajdując znajomego ochroniarza. Głośna muzyka okryła moje ciało, poruszające się w jej rytmie, kiedy przeszłam na parkiet. Dj zawrócił moim sercem i nie mogłam kontrolować swojego ciała. Wplotłam dłonie we włosy, machając głową. Czując silne dłonie na biodrach odwróciłam się do partnera. Próbowałam ukryć swój szeroki uśmiech poprzez przygryzanie dolnej wargi. Oh, kurwa, wygląda naprawdę seksownie. Zabijcie mnie, bo zaraz zemdleje.
Jasne rurki okrywały jego zgrabne łydki a czerwone supry pasowały do krwistej koszuli w kratę, której górne guziki były odpięte odsłaniając nieśmiertelniki. Włosy jak zwykle ułożone grzywką ku górze a pełne, różowe usta zatańczyły w łobuzerskim uśmiechu. Trzymajcie mnie, bo przede mną stoi Bóg seksu.
- Nieznajoma a jednak znajoma – mruknął, przyciągając mnie do własnego ciała. Przez cieniutki materiał mojej czarnej sukienki poczułam jego naprężone mięsnie. Cekiny wszyte w dekolt kreacji unosiły się w górę i w dół przy moim ciężkim i płytkim oddechu.
- Cóż za przyjemność, panie Bieber – odburknęłam, owijając swoje ramiona wokół jego szyi. Uniósł brew do góry i gwałtownym ruchem, zakręcił mnie w koło własnej osi, i ponownie przyciągając mnie do swojego gorącego ciała. I to dosłownie, zdaje sobie z tego sprawę że panuje tu z 40 stopni Celsjusza ale on to ma cholerną gorączkę! Czuje bijące od niego ciepło, czy to normalne?
- Zdradzisz mi w końcu twe imię, ślicznotko – jego ramiona ciasno oplatały moje drobne ciało, kiedy przyciskał moje plecy do swojego torsu. Mówiłam już jak nieziemsko pachnie? Pieprzony przystojny, idealny skurwysyn.
- A byłeś grzeczny? – przygryzłam kusząco wargę. No nie wierze, właśnie flirtuje z nieznajomym kolesiem.
- A to już święta? – mruknął, kiedy poruszyłam mocniej swoimi biodrami. Odwróciłam się, stając z nim twarzą w twarz. Z ramionami na jego karku, lekko się zniżyłam by następnie ponownie otrzeć się o jego ciało, patrząc mu głęboko w miodowo-brązowe tęczówki, które z każdym moim ruchem robiły się ciemniejsze od pożądania. Poczułam lekkie kropelki potu na jego karku, kiedy ocierał się o mnie swoim ciałem. Jęknęłam, gdy poczułam jak mój tyłek napiera na jego przyjaciela. O mój Boże, zabijcie mnie. Co się ze mną dzieje?
- A jak nie byłem niegrzeczny? – wyszeptał jakby brakowało mu powietrza. Przygryzł płatek mojego ucha, opuszczając głowę na zagięciu mojej szyi. – Spotka mnie kara? – wymamrotał z ustami przy mojej skórze. Mruknęłam, napierając dolną częścią mojego ciała na jego.
- I to bardzo sroga – pociągnęłam za jego włoski na karku, wywołując jego gardłowe warknięcie.
- Angel!!?? – ja pieprze. Odwróciłam się, odklejając się od chłopaka, ale jego dłonie nadal trzymały moje roztańczone biodra. Rozszerzyłam oczy widząc wkurwioną Des. Oj, nie dobrze. Bardzo, bardzo niedobrze.
- Cześć, Des – przeczesałam moje loki, poprawiając sukienkę, która nieco się podwinęła. Mam przejebane, może nie tak bardzo bo nie ma Harrego..
- An!? – chyba się zsikałam. O ja Cie, zabijcie mnie. Mam przesrane. Nie, nie, nie.
- Des, Harry, hmm – zaczęłam, wzdychając – poznajcie..
- Bieber – Justin wyprzedził mnie, robiąc krok w bok i podając rękę Des, która zmrużyła podejrzliwie oczy i niepewnie wyciągnęła swoją wypielęgnowaną dłoń. Spadaj, Des bo wyglądasz dziś prześlicznie a ja mam ochotę na tego chłopca. – Justin Bieber – spojrzałam na Harrego i poczułam jak moje serce staje. Ci dwaj wyraźnie nienawidzili się nawzajem.
- Weź tą łapę, Bieber zanim Ci ją urwę – warkną, zasłaniając Des opiekuńczo ramieniem. Troskliwie popchnął ją za swoje ciało.
- Harry Styles we własnej osobie – Justin uśmiechnął się cwaniacko owijając swoje ramię wokół mojej tali. Schylił się w moją stronę i wyszeptał do ucha – No to teraz wiem księżniczko dlaczego nazwałaś nas wrogami, Angel – wzdrygnęłam się, czując jak jego palce bawią się materiałem mojej sukienki.
- Bieber odsuń się od niej – splunął Harry wyraźnie zirytowany.
- Angel co ty kurwa z nim robisz!? – wrzasnęła Des wyłaniając się zza pleców chłopaka.
- Za dużo emocji, dziewczyno – Justin zachichotał i mocniej przyciągnął mnie do swojego ciała. I co zrobić? Co zrobić?
- Jeszcze raz powiesz coś do niej to poderżnę Ci gardło – Harry owinął swoje naprężone ramiona wokół Des. O matko, też chce takiego chłopaka. I jakby Justin czytał w moich myślach, zrobił tak samo jak Hazz tylko z moim drobniejszym ciałem. – Ją też zostaw, popierdoleńcu.
- Jakbyś nie zauważył, przyszła ze mną na dyskotekę – puścił im oczko, znaczy tak mi się wydaję. Mina Harrego wyrażała jedno – nienawidzi Justina.
- Błagam, An powiedz, ze to nie o nim mówiłaś w południe – Des jęknęła, pociągając swoje czoło do pleców Hazzy.
- Mówiłaś o mnie? Uroczo – ciepłe usta Justina przykleiły się do mojej głowy. Boże, gorąco.
- Angel chodź tu – Harry wycedził każde słowo. Ktoś tu się wymyka spod kontroli, Des błagam trzymaj go na wodzy, bo będzie źle. Kiedyś już tak było, naprawdę nie życzę nikomu napotkania wkurwionego Harrego do potęgi n-tej. Było to wtedy jak Des przyszła podbita do domu, po jednej z misji. Nigdy w życiu nie słyszałam przekleństw, które uciekły z jego ust. Nie minęła sekunda od jej przybycia zanim namierzył skurwiela i kazał go pilnować, gdyż chciał sam dokonać zabójstwa z zimną krwią. Des od razu go powstrzymała, uspokajając go, ale starała się bardzo, żeby tego dokonać.
- Księżniczka zostanie ze mną, prawda? – Justin mocniej oplótł moją talię. Przełknęłam ślinę. No błagam, nie każcie mi wybierać, no!
- Angel? – Des przeszyła mnie wzrokiem zza umięśnionego ciała Harrego.
- Ja.. ja – jęknęłam, czując jak mi się kręci w głowie. Przyjaciele czy chłopak. Nie znam chłopaka. Widziałam go kilka razy i jeszcze prawie z nim się całowałam! Walnęłam się mentalnie deską w twarz kiedy na horyzoncie pojawił się Niall. No nie wierzę, że ściągnęli go, żeby mnie stąd zabrał. Najwyraźniej wszyscy prócz mnie wiedzieli, że właśnie jego w tym momencie potrzebowałam.
- Niall, zabierz mnie stąd. – wymamrotałam, odskakując od Biebera i ku zdziwieniu innych, wybiegając z klubu. Jeszcze tylko usłyszałam klniecie Justina.

- Pożałujesz! – rozległo się za mną, kiedy chłodny wiatr zawiał wokół mojego ciała.


_________________


Więc, wiem , że się od więc nie powinno zaczynać, ale więc WESOŁYCH ŚWIĄT MOI MILI.
Sorczy za opóźnienia ale mam rodzinę na głowie i ugh znaczy mama ma ale chce jej pomóc i wgl 
lov yu soł macz
Jakoś mi nie leży ten rodział, ale poznaliście troche bliżej Des i Harrego i dyskoteka, awrr ;3 
kolejny rodział będzie ciekawszy po w końcu akcja zacznie biegnąc w tym kierunku co powinna!
zapraszam i prosze, jeżeli preczytałeś, zostaw koemntarz!

LOV 

wtorek, 24 grudnia 2013

Hej!

Witajcie, od razu przeproszę za ciągłe przenoszenie daty kolejnego rodziału, ale chyba wiecie jak to jesttt Święta i wgl i pracy dużo :D
Dlatego rodział na pewno pojawi się jutro ;) Bo za chwilkę mykam do rodziny a już prawie jest gotowy!

przede wszystkim:

Z OKAZJI ŚWIĄT BOŻEGO NARODZENIA ŻYCZĘ WAM RODZINNEJ ATMOSFERZE PRZY WIGILIJNYM STOLE, GRO PREZENTÓW, SPEŁNIENIA MARZEŃ. ŻEBY CIASTA I WSZYSTKIE ŚWIĄTECZNE POTRAWY POSZŁY W TO CO BARDZO CHCECIE.SZALONEGO SYLWESTRA I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU. I KASY, BO PINIĄDZE SĄ WAŻNE, JAKBYM JE MIAŁA TO BYM SE KUPIŁA ONE DIRECTION I BYM SE MIAŁA 5 NAJLEPSZYCH CHŁOPAKÓW NA SWIECIE I BYM BYŁA HEP, DLATEGO JAK KTOŚ WAM MÓWI ŻE PIENIADZE SZCZĘSCIA NIE DAJĄ TO DESKĄ W ŁEB BO TO NIE TRÓ.


Kocham Was!


Miłej kolacji, niech wszystko pójdzie w cycki, amen.

Lov you x

sobota, 7 grudnia 2013

3. Niespodziewane spotkanie.

,,Ona sprawuje same kłopoty"


*Justin*

Przeczesałem włosy, podnosząc się do pozycji pół siedzącej. Jednak moje plany co do wstania popędziły na drugi koniec zadań do zrobienia kiedy zobaczyłem leżącą półnaga kobietę obok siebie. Nie za bardzo pamiętam jak znalazła się w moim łóżku, bo to duży wyjątek jak laska leży w mojej pościeli. Prawie nigdy nie wpuszczam dziewczyn do łóżka, więc skąd ona się tu wzięła?
- Em, hej, mała – szturchnąłem jej ramię, kiedy oplotła swoimi rękami moją gołą klatkę piersiową. Kolejna się kurwa zakochała. Nie jestem chłopcem z marzeń – ocknij się, czas wracać do domu – burknąłem, czując powoli rosnącą złość, podczas gdy dziewczyna objęła mocniej moją pierś.
- Justin – jęknęła, kiedy zrzuciłem ją z siebie wstając. Założyłem na siebie bokserki leżące nieopodal łóżka i ponownie przeczesałem i tak już poburzone po seksie włosy.
- Idę wziąć prysznic, jak wrócę masz być gotowa – westchnąłem podchodząc do drewnianych drzwi. Otworzyłem je, wchodząc do garderoby. Wybrałem czyste bokserki i szare, moje ulubione dresy. Przeszedłem z szafy do olbrzymiej łazienki. Wyłożona kremowymi płytkami, robiła wrażenie bardzo drogiej. W sumie, eh, była. Złote baterie ozdabiały marmurowe meble łazienkowe. Podszedłem do prysznica, odkręcając gorącą wodę. Zawsze lubię robić z łazienki najpierw małą saunę. Zdjąłem dopiero za założone bokserki i wrzuciłem je do kosza na brudy.
Woda oblała moje ciało, kiedy wszedłem pomiędzy dwie szklane ściany. Odchyliłem głowę w tył, nalewając do dłoni żel pod prysznic. Rozmyłem go po całym ciele, czując całkowity relaks. Nagle do moich myśli wpadła ta blondynka ze sklepu. Głęboko osadzone niebieskie oczy i średniej długości, do ramion blond włosy dziewczyny majaczyły mi przed oczami, kiedy serdecznie wygięła swoje pełne, różowe usta w uśmiech. Zaraz, czy ja Justin Drew Bieber myślę o jakieś laluni z supermarketu? Boże, gościu co się z Tobą dzieje?
Zakręciłem wodę wychodząc z pod prysznica. Owinąłem wokół bioder kremowy ręcznik, kręcąc głową, przy okazji pozbywając się kropelek orzeźwiającej wody z końcówek włosów. Przeczesałem je, stawiając grzywkę do góry. Zakładając bokserki na siebie, pomyślałem jakby to byłoby przyjemnie mając w łóżku blondynkę ze sklepu.
Serio Justin? Znowu ona?
Wkurzając się na samego siebie, założyłem szare dresy, nisko je opuszczając. Ruszyłem rześkim krokiem w stronę pokoju, przeglądając się jeszcze raz w lustrze. Błagam, niech ta dziewczyna już będzie gotowa, bo jedyne o czym marze to rozłożyć się wygodnie na kanapie i wypić piwo z Jamesem.
Popychając drewnianą powłokę, wszedłem do pokoju, w którym panowała dość niska temperatura. Skrzywiłem się zamykając okno, otwarte na roścież. Wzdrygnąłem się, czując oplatające mnie ramiona.
- Co jest? – warknąłem, kiedy dłonie dziewczyny sunęły po moich plecach. Mruknęła mi do ucha, sprawiając, że przewróciłem oczami.
- Justin – jęknęła, kiedy zwiększyłem między nami odległość. Rozszerzyłem oczy, widząc moją białą koszulkę na jej klatce.
- Nie mówiłem Ci czasami, żebyś się zbierała? – splunąłem, mierząc ją wzrokiem. Była w samych majtkach – jeżeli je w ogóle miała na sobie – i o kilka rozmiarów za dużej, mojej koszulce. Całe odsłonięte, dość długie nogi co dziwne nie pociągały mnie ani trochę. Próbowałem znaleźć w niej coś, co mnie przyciągnęło jednak nie potrafiłem tego zauważyć. Więc co do chuja ona robiła w moim pokoju!?
Spojrzałem w jej ciemne, bursztynowe oczy które od razu porównałem do błękitu blondynki ze spożywczaka. Co do chuja, znowu? Czemu myślę o tej lasce?
To musiała być ciężka noc, pomyślałem, przejeżdżając palcami po moich wilgotnych włosach.
- Ale.. – mruknęła, zakładając ręce na pierś wydając z siebie niezadowolony jęk. Sorry skarbie, życie to nie bajka.
- Zbieraj się, zamówię Ci taksówkę – burknąłem, podchodząc do leżących na panelach jeansów. Wyjąłem z przedniej kieszeni komórkę wykonując połączenie. Rozmawiając z facetem, spoglądałem na ubierającą się powoli dziewczynę. Kiedy chciała zdejmować moją koszulkę, przyłożyłem dłoń do mikrofonu w telefonie i odparłem:
- Zatrzymaj ją dla siebie – ogromny uśmiech na jej ustach rozprzestrzenił się od ucha do ucha, ale zniknął równie szybko jak się pojawił, kiedy dodałem: - nie chce już jej.
- Oh – jęknęła, mrożąc mnie wzrokiem. Przewróciłem oczami. Wszystkie takie same.
- Nie jęcz już, tylko schodź na dół, taksówka już czeka – mruknąłem podchodząc do drzwi i je otwierając. Dziewczyna fuknęła i wystrzeliła z pokoju jak z armaty. Wzruszyłem ramionami, przechodząc przez próg. Zszedłem z schodów, wkładając dłonie do szerokich kieszeń dresów. Rzuciłem krótkie ‘hej’ w stronę Mac, siedzącej na kanapie naprzeciwko telewizora. Dziewczyna machnęła na mnie ręką skupiając pełną uwagę na filmie w ekranie.
Podszedłem do brunetki wkładającej właśnie kozaki na ogromnej szpile. Hej, mamy lato! Nie pomyliło Ci się może?
- Do zobaczenia? – odparła, poprawiając moją koszulkę na jej ciele. Jej ton wskazywał na jedno – już wiedziała jaka będzie odpowiedź. Wzruszyłem ramionami na co ona tylko fuknęła. Odwróciła się na pięcie opuszczając moją willę. Zasalutowałem jej na pożegnanie, przeczesując włosy dłonią. Wszedłem do kuchni, witając się z Jamesem. Siedział z siostrą popijając poranną kawę.
- Boże, następnym razem weź ją ucisz – burknęła zniesmaczona Victoria – nie mam ochoty za każdym razem słuchać ich wycia! – warknęła, piorunując mnie wzrokiem. Puściłem jej całusa w powietrzu, przez co jej brat mnie zgromił spojrzeniem. Hej, czy dzisiaj dzień mrożenia wzrokiem Justina!?
- Też Cie kocham, Vic – zachichotałem, kiedy rzuciła we mnie pozostałość z jej śniadaniem, co było kawałkiem słodkiej bułki.
- Ide pobiegać – rzuciłem, zabierając z lodówki butelkę wody. Opróżniłem ją do dna wybiegając z domu. Zgniotłem plastik, wyrzucając pozostałości do kosza przed domem.
Westchnąłem głośniej, przyśpieszając tempa. Obiegłem nasze osiedlę, postanawiając opuścić teren domków. Przebiegłem przez bramę wjazdową na drogie osiedle, która pilnowała by niepotrzebne osoby nie pałętały się po zabezpieczonym placu.
- Justin pamiętaj o dzisiejszym wieczorze! – krzyknęła jedna z ochroniarek. Rzuciłem jej spojrzenie przez ramię, zatrzymując się.
- O, dzień dobry Pani Smith – uśmiechnąłem się podchodząc do niej. Kobieta uniosła swoje kąciki ust i zmierzyła mnie wzrokiem.
- Nie powinieneś już przestać ćwiczyć? I tak każda dziewczyna w tym mieście Cie pragnie – zachichotała tykając palcem w mój brzuch. Uśmiechnąłem się szerzej, kręcąc z rozbawieniem głową.
- Wiem, że tak jest – mruknąłem, wyciągając szyję w dumie.
- Oh, Justin, zluzuj jakoś tą swoją próżność bo nie znajdziesz nigdy dziewczyny – posłała mi wymowne spojrzenie – i to nie chodzi mi o jedną z tych, które opuszczają dzień w dzień twoją willę.
- Będę wieczorem, obiecuje – westchnąłem, żegnając się z panią Smith i ruszając do dalszego treningu. Myślałem o sierocińcu do którego często przychodzę. To nie tak, że jestem złym bandytą, kryminalistą. No może jednak, ale mam też trochę serca. Tak tylko trochę ale to już coś.
Jakiś czas temu jednym z moich zadań było wysadzenie budynku. Bez problemu, pomyślałem kalkulując sumę jaką dostaniemy za wykonanie działania i szansę że coś pójdzie nie tak. Jednak kiedy podjechaliśmy ciężarówką pod zaznaczony teren, prawie mnie zatkało. Jakiś skurwiel chciał wysadzić dom dziecka.
Może i zabijam bez opamiętania i poczucia winy ale nie jestem pierdolniętym psycholem, chcącym śmierci dzieci! Co to, to nie.
To była pierwsza w moim życiu akcja, której nie wykonałem. Wyśmiałem kolesia, który nam to zlecił a potem go zamordowałem. Taki upsik.
Facet miał problemy z umysłem i groził mi i moim przyjaciołom. Zrobiłem przecież coś pożytecznego – jednego frajera i pierdolniętego mniej. Nikt ale to nikt nie ma prawa powiedzieć coś złego na Devilsów.
Wbiegłem w park, wtapiając się w innych ludzi, także wykonujący poranny jogging.
Stawiałem kolejne kroki na żwirowanej alejce, rozkoszując się porannym powietrzem. Ćwierk ptaków rozbrzmiewał w moich uszach kiedy pokonywałem kolejne dystanse. Ludzie omijali mnie na kilometr, dobrze wiedząc kim jestem. Dobrze, lepiej niech nie ryzykują.
- Kurwa! – krzyknąłem, kiedy jakaś dziewczyna wpadła na mnie. Moja prędkość zrównana z jej sprawiła ze oboje wylądowaliśmy na podłodze. Śmiech przechodnia zwrócił moją uwagę, dlatego zgromiłem nieznajomego wzrokiem. Chłopak przełknął głośno ślinę i odwracając wzrok, poszedł dalej. Wróciłem spojrzeniem na osobę leżącą na mnie, która podnosiła głowę. Blond loki zdmuchnęła ze swojej oliwkowej twarzy. O kurwa.
- To ty!? – splunęła, próbując się ze mnie podnieść. Umieściła swoja wypielęgnowaną, drobną dłoń na mojej gołej klatce i naciskając na nią podniosła się. Jednak złapałem jej nadgarstek, kładąc ją z powrotem na mnie. Przechyliłem się, zmieniając nasza pozycję, przez co dziewczyna była pode mną. Uniosłem się lekko na łokciach, wpatrując się w jej oczy.
- Znów się spotykamy – mruknąłem, puszczając jej oczko.
- Ugh, zejdź ze mnie człowieku – jęknęła, próbując się wygramolić spode mnie.
- Nie radzę się tak ruszać – spojrzałem na nią wymownie czując jak jej idealne ciało ociera się o mnie. Cóż, to nie moja wina, że ten na górze obdarzył ją takim ciałem! To kurwy  jak można być takim ślicznym i ponętnym? Okej, świetnym przykładem jestem ja, ale w żeńskiej płci!? Muszę ją mieć, nie ma opcji żebym jej nie przeleciał.
- Bo co? – fuknęła, zagryzając dolną wargę. Nie rób tak, bo zamienię twoje zęby na moje.
- Bo chyba nie chcesz żeby mój przyjaciel wbił się w Ciebie prawda? – poruszyłem brwiami, a dziewczyna powiększyła rozmiary swoich oczu.
- Jesteś okropny. I obrzydliwy. I okropny! – jęknęła, odchylając głowę w tył – Boże, a mogłam zostać w domu – dopiero teraz zauważyłem że blondynka miała na sobie czarne, dopasowane legginsy podkreślające jej krągłości i tego samego koloru co dół, topik odkrywający płaski, wyrzeźbiony brzuch i kuszącą szyję.
- Nie mów tak – odparłem – nie spotkalibyśmy się wtedy – przybliżyłem swoją twarz do jej, widząc w jej tęczówkach przebłysk strachu.
- Widzisz, tyle przegrać – przewróciła oczami a ja głośno przełknąłem ślinę. Pyskata, no nieźle. Ile bym dał żeby móc porządnie ją ukarać. Przygryzłem warge na samą myśl i poczułem jak moje bokserki się napinają.
- Fuj, podnieciłeś się! – jęknęła ponownie sprawiając że Justin Junior jeszcze bardziej urósł. – Zejdź ze mnie, fuj, fuj fuj – szeptała, wijąc się pode mną. Cały czas robiła niewłaściwe kroki.
- Ale pozwól że potowarzyszę Ci w dalszej części treningu – uparłem się.
- Nie? – odkrzyknęła, robiąc się cała czerwona ze złości.
- Oh, to możemy sobie tutaj tak poleżeć – wzruszyłem ramionami, opierając głowę na ręce, łokieć wbijając w ziemię. Przypatrywałem się jej oczom, które były zmrużone. Dziewczyna próbowała odepchnąć mnie od siebie, wywinąć spod mojego ciała – nic. Była za drobna a ja zdecydowanie za silny.
- Chyba sobie żartujesz – odparła wreszcie.
- A na takiego wyglądam? – uniosłem brwi do góry przygryzając wargę. Przyłapałem ją na tym, że wpatrywała się w moje usta, dlatego przejechałem językiem po dolnej wardze. Blondynka spojrzała ponownie w moje oczy.
- Jesteś kretynem – burknęła.
- Auć – zrobiłem skwaszoną minę.
- Nie będę biegać z tym – poruszyła dolną częścią swojego ciała i jęknęła zniesmaczona kiedy otarła się o mojego przyjaciela.
- No z tym nie, chyba ze bardzo tego chcesz… - spojrzałem na nią bardziej napierając na nią swoim ciałem.
- Boże, źle mnie zrozumiałeś, zboczeńcu! – czyżbym zobaczył nutkę rozbawienia w jej oczach?
- Więc?
- Więc co?
- Zgoda?
- Ugh. Dobra – fuknęła dźwigając brew – Zejdź w końcu ze mnie człowieku.
- Jak sobie panienka życzy – odparłem, podnosząc się z jej ciała. Zagryzłem wargę przypominając sobie jej ciało pod moim. Idealnie dopasowane, zgrane ze sobą. Bajka.
- Co się tak patrzysz? – warknęła, poprawiając swoje legginsy, wypinając się przy tym – przestań ślinić się na moją dupę człowieku! – spiorunowała mnie wzrokiem, związując rozpuszczone loki w niechlujnego koka. Ruszyła biegiem w stronę fontanny a ja po pewnym czasie dobiegłem do niej, towarzysząc jej kroku. Przewróciła oczami, widząc jak się do niej uśmiecham. Zapatrzona w jakiś punkt przed sobą pokonywała kolejne metry.
*
Kurwa naprawdę jest niezła. Biegamy już od jakieś 30 minut bez żadnego przystanku, cały czas na takich samych obrotach. Czy ona jest robotem? To by wiele wyjaśniało, bo to nie możliwe żeby była taka idealna.
Podbiegła do jakiegoś drzewa, opierając ciężar ciała na dłoniach kładąc je na kolanach. Wdychała powietrze, jakby zaraz miało go zabraknąć a ja robiłem to samo. Wykończyła mnie tak bardzo, ze na dzisiaj chyba już tyle roboty z mojej strony.
- Nadal tu jesteś? – mrugnęła kilka razy jakby nie wierząc że zdołałem tyle przebiec.
- Jak widzisz, aniele – puściłem jej oczko, nadal nie mogąc wyrównać swojego oddechu.
- Jakby Harry dowiedział się że z Tobą gadam to chyba by mnie poćwiartował – mruknęła szeptem, chcąc chyba żebym tego nie usłyszał. Ale kiedy tylko się skapnęła że powiedziała to dosyć głośno zakryła swoje usta ręką. – O kurwa – jęknęła.
Harry.
Harry.
Harry.
Błagam, powiedz mi że to nie o tym Harrym mówisz.
- Ja.. – przełknęła głośno ślinę a ja już się domyślałem. To nie mogło być tak piękne. Coś musiało być nie tak.
- Ty? – warknąłem, przygważdżając ją do drzewa. – Ty co? Masz coś do ukrycia? – czułem rosnącą złość w moim ciele. Czyżbym rozmawiał właśnie z jedną z dziwek Stylesa!? A może jeszcze lepiej – należy do tego całego gangu.
- Nie – odparła pewnie, piorunując mnie wzrokiem – puść mnie – splunęła. Westchnąłem, wypuszczając z siebie powietrze z charakterystycznych świstem. Odsunąłem się od niej, plując na trawnik.
- Jesteś popierdolony – burknęła, pocierając swoje zaczerwienione od mojego ucisku nadgarstki – Odwal się – rzuciła, biegnąc dalej.
Gratulacje, Bieber.
Uderzyłem się mentalnie deską w twarz.
Nawet nie wiem jak ma na imię.
- Hej, może mi powiesz jak masz na imię? – krzyknąłem za nią. Wyrzuciła rękę w powietrze, nadal biegnąc, pozdrawiając mnie swoim uroczym środkowym palcem. Suka.
Przewróciłem oczami i ruszyłem ponownie za nią pędem. Po kilku chwilach byłem już za nią. Poczuła moją obecność i odwróciła się. Sapnęła, zawijając ręce na piersi.
- Dasz mi w końcu spokój!? – wyrzuciła ręce w powietrze w geście irytacji.

- Jakoś mi się to podoba – oblizałem usta przeczesując rozburzone włosy. Ponownie złapałem ją na wpatrywaniu się w moje ruchy. Na jej policzki wkradł się lekki odcień różu.
- Jakbyś nie zauważył – zbliżyła się do mnie na tyle, że nasze klatki się stykały. Przełknąłem ślinę, kiedy lekko uniosła się na swoich palcach. To niemożliwe żeby chciała mnie pocałować. – jesteśmy wrogami – burknęła, odpychając mnie od siebie. Użyła dość małej siły, ale swoim wcześniejszym zachowaniem zmyliła mnie, przez co zrobiłem kilka kroków w tył pod jej naciskiem. 
- Ależ pewnie się mylisz – wyjaśniłem, ponownie ruszając przy niej, kiedy kontynuowała swój bieg. Kurwa ile ona codziennie biega!?
- Tak? No nie wydaje mi się, Devilsie – przewróciła oczami, co zrobiłem również ja, słysząc określenie mojej grupy.
- Czyżbym miał przyjemność rozmawiać z Dangersem – zatrzymałem się, a blondynka mi zawtórowała.
- A co to? – udawała głupią, ale ja dobrze już wiedziałem jaka jest prawda.
- Oh nie udawaj skarbie. Grzeczne dziewczynki nie kłamią. – puściłem jej oko, a kiedy ponownie do mnie podeszła zaschło mi w gardle. Jej usta zbliżyły się do mnie, a odległość między naszymi ciałami zniknęła, kiedy wtuliła swoje ciało w moje.
- A kto powiedział że jestem grzeczną dziewczynką? – wychrypiała seksownie, chuchając mi prosto w usta, po czym odsuwając się. Jęknąłem w duchu, tracąc kolejny raz szansę na jej pocałunek. Boże, co się ze mną dzieje.
- Tak pogrywasz – rzuciłem, kiedy dziewczyna znów wznowiła swój bieg – Gramy do cholery w kotka i myszkę? – krzyknąłem, kiedy odległość między nami się zwiększyła.
- A chcesz? – zapytała seksownie przygryzając swoją wargę.
- Z, jak to ty nazwałaś, wrogiem? – uniosłem brwi do góry, patrząc na jej reakcje.
- Już Ci mówiłam, że nie jestem grzeczną dziewczynką – mruknęła, puszczając mi oczko.
Pokręciłem głową z rozbawieniem, wzdychając. Ta dziewczyna wykończy mnie psychicznie. Ona sprawuje same kłopoty.
- Co nie mogę powiedzieć tego samego o tobie, bad boy’u – zagryzła wargę, biegnąc dalej.
- Więc niegrzeczna dziewczynko – zacząłem, dobiegając do jej drobnej postury, kiedy blondynka zrobiła sobie chwilę odpoczynku. – może zechciałabyś wybrać się z bad boy’em na imprezę dziś wieczorem? – zamrugała kilka razy kalkulując w głowie moje pytanie. Zmarszczyła zabawnie nos, przez co wyglądała jak malutka dziewczynka. Uśmiechnąłem się na ten widok, a dziewczyna zgromiła mnie wzrokiem. Hej, co teraz zrobiłem?
- Nie wiem czy mi tatuś pozwoli – uniosła słodko kąciki swoich idealnych ust, uwydatniając dołki w policzkach.
- Coś podejrzewam, ze Jared będzie miał coś przeciwko – mrugnąłem do niej, ochlapując twarz z fontanny w pobliżu. Jej usta ułożyły się w ‘o’ , kiedy wypowiedziałem imię jej znajomego. Oh, wydałaś się kotku.
- Czemu miałbyś mnie zapraszać? – wypaliła, zakładając ręce na klatce.
- Bo Cie lubię – wskazałem palcem na nią, lustrując dokładnie jej ponętne ciało – mimo ze chyba te uczucia nie są odwzajemniane – usłyszałem jej sapnięcie i zauważyłem jak unosi brew do góry – ale wracając do twojego pytania, coś czuje że fajnie twój tyłeczek będzie wyglądał na parkiecie – kolejny raz puściłem jej oczko a blondynka wydała z siebie dziwny dźwięk. Zachichotałem, kiedy zarumieniła się.
- Zabijcie mnie, nie mogę uwierzyć, że wydałam to z siebie – jęknęła, pocierając swoje czoło.
- Brzmisz okropnie – parsknąłem.
- O ja Cie, dzięki! – jęknęła, zagryzając wargę. Oh, jak ja bym chciał to zrobić za Ciebie.
- Do usług – uśmiechnąłem się. Trwaliśmy w chwili niekomfortowej ciszy, wpatrując się w siebie nawzajem. W końcu blondynka spojrzała na czub swoich butów, zakładając niesforny kosmyk włosów, który wypadł z jej koka za ucho.
- To… – uniosła głowę, niepewnie patrząc mi w oczy.
- Jak z tą imprezą? – przerwałem jej.
- No sorry, ale ty jesteś raczej zły. Bez urazy – przewróciła oczami.
- Bez najmniejszej – uśmiechnąłem się, przekręcając głowę, żeby mieć lepszy na nią widok.
Idealne, słowiańskie zarysy twarzy, oliwkowa cera i oceaniczne oczy wpatrujące się we mnie jak na idiotę. – Więc?
- Gdzie?
- Papaya Beach Club [jest taki klub w Krynicy Morskiej tak jakby co – przyp. aut]
- Z kim?
- Z kim sobie zapragniesz, księżniczko.
- O której?
- Jak najwcześniej. – uśmiechnąłem się kiedy blondynka przygryzła wargę. – zdradź mi swe imię w końcu! – wybuchnąłem nagle uświadamiając sobie że nie wiem jak ma nawet na imię. 
- Musisz zasłużyć – chytrze uniosła kąciki ust, poprawiając przy okazji topik. Przeniosłem wzrok na jej biust, ukradkiem patrząc jak jej dłonie ściskają, znaczy poprawiają materiał.
- Przestań się na mnie patrzeć – krzyknęła, wskazując na mnie oskarżycielsko palcem. Wzruszyłem ramionami, pociągając za końcówki moich włosów. 
- To jesteśmy umówieni? – zapytałem podchodząc do niej bliżej. 
- No nie wiem, musze sprawdzić w kalendarzu czy mam cza..czas – ostatnie ledwo co wyszeptała, gdyż zbliżyłem swoją nagą klatkę do jej piersi, napierając na nią. Schyliłem się, przez co moje usta były na równym poziomie z jej pełnymi wargami. Przybliżyłem się jeszcze bardziej a nasze oddechy zmieszały się ze sobą. Kiedy już miałem dotknać i poczuć jej smak, odsunęła się cała zaczerwieniona. Posłała mi ukradkowe spojrzenie, ale zaraz odwracając się na pięcie wbiegła w dalszą część parku. 
Okej.
Co do chuja miało tutaj miejsce!?








_____

Przepraszam za niepoprawną interpunkcję ale trudno mi sie wciska ',' dlatego często pomimo nawet że naciskam, nie wpisuje sie :C

Mam nadzieję, że Was się spodoba xxx
Licze na komentarze!
Jak Wam się podoba nowy wygląd bloga?
Który lepszy? Szarość czy granat? ps tło bloga będzie jeszcze zmienione na taki ciemny granat jak w nagłówku, ale tym jużsie jutro zajme. xx

Ciepło tule
~ Grossa