piątek, 24 stycznia 2014

6. Zabawa się zaczyna

*Des*

Siedziałam na kanapie wpatrzona w zielone ślepia chłopaka, który nerwowo opowiadał mi historię związaną z Bieberem. Moje uczucia do niego coraz głębiej zmieniały się w nienawiść. Miałam ochotę zedrzeć jego cwany uśmieszek z twarz i poderżnąć gardło.
- Des – Harry wyciągnął mnie z rozmyślań na temat zabójstwa Biebera.
- Hm?
- Teraz już wiesz, dlaczego nie chciałem Ci mówić? To nie tak, że chcę mieć przed Tobą tajemnicą, po prostu uh.. – westchnął, kiedy przysunęłam się bliżej. Pocałowałam jego szczękę, a następnie wtuliłam twarz w zagłębienie jego szyi.
- Ci, w porządku – mówiłam, lekko pocierając jego biceps.
- Nie, nie jest w porządku. Nie powinnaś tego wiedzieć – warknął a ja wzdrygnęłam się. Odsuwając się rzuciłam mu wymowne spojrzenie, mówiące o tym, żeby się uspokoił.
Jasne, obracamy się z ludźmy od morderstw, szczerze powiedziawszy sami tacy jesteśmy. Ale żeby zamordować jednego z przyjaciół, z którym jesteś w tym samym gangu – to już jest przesadą. Nawet ja, osoba która bez przeszkód zabiłaby Nicka za to, że jest skończonym dupkiem, tak naprawdę tego bym nie zrobiła. Nawet dla czystej etyki. W sumie, co tu mówić o etyce, kiedy dostaniemy za chwilę kolejne zdanie do wykonania.
- Jestem twoją dziewczyną, należą mi się takie wyjaśnienia – patrzę na niego wymownie, kiedy on pstryka mój nos.
- Kocham, kiedy nazywasz siebie moją własnością – posyła mi łobuzerski uśmiech a ja od razu przewracam oczami. Wstając, rzucam mu zirytowane spojrzenie. Sorry, nie jestem w humorze.
- Idę się przejść z Angel, ostatnio jakaś chodzi nerwowa – przygryzłam wargę, przeczesując brązowe włosy. Potaknął i również wstał. Mówiąc coś o nowym zadaniu wszedł do pokoju ze specjalnymi przyrządami. Posyłając mu lekki uśmiech zbiegłam w dół po schodach.
- An? – krzyknęłam wchodząc do olbrzymiego salonu. Całe pomieszczenie utrzymane było w ciemnej koloryzacji. Zaczynając od ciemno brązowych paneli, kończąc na drogim żyrandolu z czarnym kloszem. Granatowa tapeta na ścianach podświetlana była małymi kinkietami.
Kwadratowy, puchowy dywan leżał pod skórzaną kanapą w kolorze ecru. Cztery fotele ustawione naprzeciwko siebie również takiego samego koloru co sofa i niewielki drewniany stoliczek na kawę ustawione były przed ogromnym, plazmowym telewizorem. Iskrzący się kominek wtopiony był w ścianę zaraz pod plazmą. Rozejrzałam się i zauważyłam blondynkę przy jednym z komputerów do pracy. Były wyposażone w specjalne systemy wyszukiwawcze, mogące znaleźć osobę, którą w normalnej wyszukiwarce trudno odnaleźć.
- Angel – wyszeptałam, siadając koło niej. Uniosła lekko na mnie swój wzrok, od razu wracając ze spojrzeniem na ekran. Wystarczyło mi tylko, że przez sekundę widziałam jej oczy. Wiedziałam, że płakała. Przez tego pieprzonego Justina, kurwa, Biebera. Mam ochotę wyszarpać go za chuja i powiesić na słupku. No może jeszcze obrzucić kamieniami.
- Weź się w garść z łaski swojej – mówię, wiedząc, że dotrę do nie tylko i wyłącznie przez bycie chamskim.
- Dzięki, Des – odparła, umieszczając głowę na dłoni zgiętej w łokciu.
- Co próbujesz znaleźć? Informację o nim? Żeby go znaleźć i zamordować? Poproś Harrego, mogę się założyć, że zrobi to bez szczególnych próśb.
- Po prostu chce coś więcej o nim wiedzieć, okej?
- Jesteś żałosna.
- Dzięki. Zrozumiałabyś gdyby to o Ciebie jakiś facet się zatroszczył.
- Angel, błagam. On się o Ciebie zatroszczył? Nie mów mi, że Ci się podoba!
- A jeżeli to prawda to co? Wywalisz mnie stąd? Proszę bardzo! – warknęła, odsuwając się od laptopa. Wstała gwałtownie wywracając krzesło a mnie zrobiło się słabo.
- Angel, wiesz, że się o Ciebie martwię!
- To popierdolonie to okazujesz, Des. Idę na spacer – splunęła wychodząc z pokoju. Przeczesałam włosy i głęboko westchnęłam. Do pokoju nagle wpadł Liam z pistoletem w ręku. Zadyszany spojrzał na mnie, marszcząc czoło. Wstałam, od razu do niego podchodząc. Był w szoku, nic nie mówił tylko wpatrywał się w moje tęczówki.
- Jestem chyba pojebany – oświadczył, siadając na fotelu. Przewróciłam oczami, prychając.
- Wszyscy w tym domu tacy jesteśmy, Li – mówię, próbując się nie roześmiać.
- Cały czas, wracając z misji miałem wrażenie że ktoś mnie kurwa śledzi, potem kiedy wjeżdżałem przez bramę mógłbym przysiądź, że ktoś czai się w krzakach, ale kiedy tylko sprawdziłem teren niczego nie znalazłem. Potem podjeżdżając pod dom, spojrzałem w tylne lusterko i znowu – widziałem jakieś blond długie włosy.
- Może to An? Miała właśnie wyjść na spacer – wzruszam ramionami a on kręci głową, cmokając.
- Rozpoznałbym ją. Tamta miała dłuższe niż nasza blondyneczka a przede wszystkim Angel nie ma takich loków jak miała ta dziewczyna.
- Wiesz, Li, że to niemożliwe żeby ktoś wiedział, że tu jest willa? – zapytałam siadając z fotelu przed nim.
- Wiem, i właśnie tego się najbardziej boję.
- Stary, zabijasz ludzi, wiszących nam długi a ty boisz się jakieś laski? – dźwigam wyregulowane brwi, zakładając nogę na nogę. Wzruszył ramionami opierając głowę na ramieniu.
- Mam potrzebę całkowitego odpłynięcia.
- Harry jest na górze, zapytaj go – puściłam oczko, wstając z siedziska. Wyszłam na korytarz, widząc właśnie ubierającą się Angel. Bawiąc się swoimi włosami, oparta o futrynę wejścia do kuchni, przetwarzałam wszystko to co powiedział mi Liam.
- Ja pierdole, Bieber – wyszeptałam, rozszerzając oczy.
- Angel! – krzyknęłam, chociaż przyjaciółka stała zaledwie kilka metrów ode mnie – Jedziemy razem na zakupy, czekaj, tylko polecę po kurtkę – bez zastanowienia i czekania na jej odpowiedź wbiegłam na górę po schodach. Tylko nie wypaplać się Hazzie. Tylko nie wypaplać się Hazzie. Tylko nie wypaplać się Hazzie. Tylko nie wypaplać się Hazzie. Tylko nie wypaplać się Hazzie.
- Idziesz gdzieś? – pierwsze pytanie Harrego zbiło mnie z tropu szukania kurtki, kiedy pojawił się na horyzoncie. Ubrany w same bokserki i mega rozczochrane włosy był bardzo seksowny. Kropelki wody widniały na jego nagiej klatce piersiowej. Przygryzłam wargę, powstrzymując się przez bieganiem w kółko i wrzeszczeniu jakiego to mam zajebistego chłopaka.
- Jadę na zakupy z An – tłumaczę, wiedząc że nawet nie muszę tego robić, chociaż Harry tak czy siak zmusiłby do tego, żebym wypucowała każdy szczegół moich planów.
- Uważajcie na siebie – mówi, jakby czytając mi w myślach. Czy Liam zdołał mu już powiedzieć o tej dziewczynie w krzakach? Nie, to niemożliwe. – Masz mi coś do powiedzenia?
- J-ja? – zająkałam się i przymknęłam powieki, wiedząc, że już jestem na straconej pozycji.
- Tak, ty, Des – podszedł do mnie, górując wzrostem. Pieprzony, wysoki skurwysyn.
- Nie? – zapytałam, wpatrując się w jego klatkę piersiową. Byłam na wysokości jaskółek, które za każdym razem podziwiałam.
- Des – rzucił zirytowany, podnosząc mój podbródek. Cmoknęłam, wydając z siebie niezadowolony jęk. – Wytrącona z równowagi?
- Troszeczkę – odpowiadam, wpatrując się w jego zielone tęczówki.
- Nie miałaś zamiaru powiedzieć mi że Angel szukała informacji o Biebrze? – odetchnęłam z ulgą. O to mu chodzi, na szczęście.
- Tak, jasne. Tylko wiesz, przyjaciółka i te sprawy, obietnica na paluszek, że zawsze będzie ważniejsza od chłopaka – opowiadam, odsuwając się od Harrego. Nie potrafię kłamać kiedy jest tak blisko. Jest to naprawdę irytujące, jaki on ma na mnie wpływ.
- Aha. Właśnie mi powiedziałaś, że kochasz bardziej An niż mnie – zrobił minkę zranionego a ja przewróciłam oczami.
- Bo tak jest – wzruszyłam ramionami a on zmrużył oczy.
- Dobra, sama tego chciałaś – nim się obejrzałam wisiałam na jego ramieniu a on zbiegał po schodkach, dbając o to, żebym się obijała kiedy skakał. Dziecinnie zeskoczył z trzech ostatnich stopni i zaśmiał się kiedy walnęłam piąstkami jego plecy.

- Nienawidzę Cię – warknęłam kiedy zakładał mi buty – Harry, geniuszu lewy but na lewą stopę -
- Cicho bądź ty tam na plecach – prychnęłam, bawiąc się oblamówką jego bokserek. Uśmiechnęłam się cwaniacko, wpadając na rewelacyjny pomysł.
- Puść mnie, Haroldzie – użyłam specjalnie imienia, którego nienawidzi. Byłam prawie pewna, że mruży oczy, próbując opanować swoją złość.
- Nie ma takiej opcji, Panno Wkurzająca.
- Odezwał się Pan Bałwan. – wsunęłam palce za oblamówkę jego bokserek i nie zastanawiając się pociągnęłam za nie na górę. Harry pisnął od razu stawiając mnie na ziemię. Jęknął zakrywając dłonią swoje skarbeńka. Spojrzał na mnie zabójczym wzrokiem a ja tylko się słodko uśmiechnęłam.
- Kurwa, Des – warknął, pocierając Harrego Juniora – Aż mam ochotę zmusić Cię, żebyś mi teraz pomogła rozmasować – dodał, mając łzy w oczach. Puściłam mu oczko, wybuchając śmiechem.
- Nie ma tak dobrze, kochanie – rozejrzałam się, widząc kurtkę Louisa. Bez zastawienia założyłam ją na siebie i wysyłając całusa w stronę nadal skulonego Harrego wybiegłam z domu. Schodząc do garażu, zauważyłam Angel w czarnym MayBachu Exelero. Z uśmiechem zasiadłam na miejsu pasażera.
- Szybki numerek z Harrym? – zapytała bez ogródek, próbując uniknąć majaczącego się na jej ustach uśmiechu. Zezłoszczona Angel równa się chamska Angel, rozumiecie?
- Jasne – odpowiadam, przewracając oczami. Wyrusza z garażu z piskiem opon, dając mi sygnał, żebym się najlepiej nie odzywała przez całą drogę.
*
- Kupować tą różową czy tą niebieską? – zapytałam przystawiając do ciała śliczną sukienkę w kolorze błękitnego nieba a zaraz po tym różową. Angel ziewnęła wskazując tą pierwszą wymalowanym paznokciem. Zaliczyłyśmy już wizytę u fryzjera, kosmetyczki i kilka drogich sklepów. Wypad z przyjaciółką na zakupy dobrze mi zrobił i uważam, że Angel też zapomniała o tym całym wczorajszym wydarzeniu.
- Tak czy siak, obojętnie którą wybierzesz Harry będzie rozbierał Cie wzrokiem a najprawdopodobniej od razu z Ciebie ją zedrze – uśmiechnęła się, oglądając jeansy. – I wiesz, że mam rację. – prychnęłam na jej komentarz, ubierając poprzednie ciuchy. Wybrałam niebieską i płacą przy kasie coś przyciągnęło moją uwagę. Udając zamyśloną popatrzyłam w lusterko koło ekspedientki i od razu zamarłam. Liam miał całkowitą rację. Długo blond loki wystawały spomiędzy wieszakami z płaszczami. Przełknęłam ślinę, uśmiechając się do kasjerki, która podała mi reklamówkę. Obijając szpilkami o posadzkę podszedłem do Angel i dając jej niemy znak, powiedziałam, że coś jest nie tak i musimy wracać. Jak na złość, nie zabrałam pieprzonej broni. Znając życie, An również nie a najbliższy pistolet jest w aucie. Opieprzę Harrego równo, za jego zachowanie. Gdyby nie był frajerem to bym się porządnie przygotowała, ale nie, po co. Pewnie będzie się wydzierał jaka to ja nieodpowiedzialna jestem.
Wpadając na pewien pomysł zabrałam z jednego z manekinów perukę i nakładając ją niezauważalnie na głowę wyszłam z ze sklepu.
- Nie pasuję Ci blond, w ogóle dlaczego to założyłaś? – zaśmiała się, niechętnie opuszczając sklep.
- Chodź! – splunęłam.
- Des, chciałam jeszcze wejść do Victorii Secret![nwm czy dobrze to napisałam, lulz xd]
- Chodź, nie marudź, opowiem Ci w aucie – warknęłam, ciągnąć ją za rękę. W jednej dłoni trzymałam cztery papierowe paczuszki a w środku wieczorowe kreacje. Kiedy zjeżdżałyśmy windą w dół byłam prawie pewna, że osoba która nas śledzi właśnie zbiega po schodach.
- Musisz jak najprędzej dostać się do samochodu i rzucić mi jeden z pistoletów. Kaliber jest w schowku a drugi pod siedzeniem kierowcy – tłumaczę a jej oczy powiększają się – Nic nie mów tylko to zrób – spluwam i wzdycham, kiedy drzwi windy rozsuwają się. Angel wybiegła a ja karciłam ją wzrokiem. W ogóle nie nadaje się na agenta! Bezmyślne!
- Angel, wiem, że chce Ci się siku, ale zwolnij trochę! – wykrzyknęłam. Przede wszystkim trzeba grać. Przestawiać, że nawet się nie spostrzegamy wroga a kiedy zaatakuję, odwzajemnić atak.
Blondynka posłała mi zdezorientowane spojrzenie a ja przeczesałam włosy. Muszę zmusić Harrego, żeby powiedział jej szczegóły jak się trzeba zachowywać przy takich sytuacjach.
Kiedy miałam ją już skarcić, nagłe wystrzały całkowicie mnie zdezorientowały. Niedobrze!
- Schyl się! – krzyknęłam, robiąc to również. Odrzuciłam torby w bok i przechadzając się między samochodami, próbowałam trafić do naszego auta. Zezłościłam się na szpilki, również je zrzucając. Wyprostowałam się, dając znać opartej o mur An, żeby została tam gdzie jest. Przerzuciłam grzywkę na prawą stronę, ale nadal powstrzymałam się od zdjęcia peruki. Jeżeli to o mnie chodzi, na pewno nie wiedzą jak wygląda moja twarz – nikt tego nie wie.
- Des! – krzyknęła nagle a ja zareagowałam od razu. Odwróciłam się widząc za sobą nieznajomą brunetkę. Zaatakowała mnie, ale od razu obroniłam się od jej pięści.
Próbowała jeszcze kilka razy ale za ostatnim złapałam jej nadgarstek i wykręciłam za jej plecy.
- Nie zadzieraj z nami, kumasz? – wysyczałam jej do ucha i z całej siły pchnęłam ją na podłogę. Otarłam pot z czoła i rozglądając się, szukałam wzrokiem Angel.
- Des! – krzyknęła ale gdzieś z daleka. Od razu zaalarmowana pobiegłam w stronę głosu. Sapałam, nerwowo ruszając głową.
- Angel? – odkrzyknęłam, czując jak mój głos drży – To nie możliwe, żeby ją porwali. – wyszeptałam zdejmując peruki – Angel, kurwa?! – krzyknęłam jeszcze raz. Nic. Głucha cisza. Walnęłam z całej siły stopą w oponę.
Pieprzony Bieber!


___

PRZEPRASZAM!
przepraszam wszystkich, którzy zniecierpliwieniem czekają na ten rozdział.
poważnie zastanawiam się nad zawieszeniem bloga, ale wydaję mi się, że w ferię (od 3) napiszę kilka rozdziałów w przód i najwyżej bedę dodawać co tydzień czy coś :)
Przepraszam jeszcze raz!
/ Grossa


wtorek, 7 stycznia 2014

5. I się zaczyna.

Musi go spotkać jakaś kara.
Rozdział 5

*Des*

- Nawet się do mnie nie odzywaj! – warknął Harry, otwierając drzwi domu pięścią. Dawno nie widziałam tak bardzo napiętych mięśni jak miał teraz. Oddychał głęboko i płytko, co jakiś czas przeczesując nerwowo palcami burzę loków. Westchnęłam sfrustrowana, wypuszczając syk z ust. Wbiegłam zezłoszczona za chłopakiem, szarpiąc jego ramię do tyłu.
- Posłuchaj mnie! – wydarłam się, powodując, że Jared wyjrzał zza łuku do salonu.
- Nie dotykaj mnie, Des. Nawet nic nie mów – fuknął, strącając moje ramię. Szybkim krokiem skierował się do kuchni, a ja zaraz za nim. Nie wiem gdzie jest Angel, bo to o nią w tym wszystkim – w większości – chodzi a spierdoliła jak mały szczeniak!
- Harry, nie odtrącaj mnie znowu od siebie! – krzyknęłam, wyrzucając ręce do góry. Harry rzucił mi lodowate spojrzenie, grzebiąc ręką w lodówce. Wyjął zimne piwo i z charakterystycznym syknięciem otworzył puszkę. Przekręcił ją, wlewając ciecz do swojego gardła. Jabłko Adama przesuwało się w górę i w dół przy każdym jego połknięciu.
- Zostaw mnie samego – mruknął, trzymając kurczowo puszkę z piwem.
- O co Ci chodzi!? – zapytałam wrzeszcząc. Wlepiłam w niego wzrok a on tylko wzruszył ramionami.
- O nic – odpowiedział chłodno, starając się nie spojrzeć w moje brązowe tęczówki.
- Jak to, kurwa, o nic! – warknęłam – Wybiegłeś z klubu zaraz za Angel, każąc mi wracać do auta i ani słowa wyjaśnienia! Zapierdalałeś dwieście na godzinę, nie przejmując się w ogóle, że siedzę obok! I przestań pić, ty nigdy nie pijesz! – splunęłam, wyrywając piwo z rąk chłopaka. Rzucił we mnie piorunujące spojrzenie, burcząc coś pod nosem.
- To zacznę – wyszeptał, starając się żebym nie usłyszała.
- To sobie kurwa zaczynaj, ale beze mnie! – krzyknęłam, nie powstrzymując swoich emocji. Ból, udręka i smutek przebiegł w oczach Harrego, ale szybko zniknął, kiedy zieleń jego oczu pociemniała. Wspaniale, ciemna aura Harrego wróciła! Błagam, oddajcie mi słodkiego księcia z bajki!
- Des – mruknął, spoglądając na mnie chyba pierwszy raz odkąd tutaj weszliśmy.
- Nie Desuj mni tutaj teraz, Styles – splunęłam – Mam dość, że nagle zamieniasz się w tego Harrego co nie powinieneś! Powiedz mi co się tam właśnie wydarzyło bo zwariuje! Albo jeszcze lepiej, wrócę do tego pieprzonego klubu i zapytam tego przystojnego blondyna w koszuli w kratę! Może on będzie bardziej rozmowny niż ty – powiedziałam, zakładając dłonie na piersi. Czułam jak krew na pływa mi do twarzy pod wpływem rosnącego sfrustrowania. Miałam ochotę uderzyć w coś twardego a najlepiej w policzek chłopaka, który nie chce mi nic powiedzieć. Zawsze się dogadujemy, okej, okej, może zazwyczaj ale to nie powód żeby akurat w tej sytuacji mi nic nie mówił. To chodzi o moją najlepszą przyjaciółkę!
- Daj mi spokój – burknął, wyciągając kolejną puszkę piwa.
- Jesteś okropny – fuknęłam, przeczesując włosy palcami.
- I bardzo seksowny – puścił mi oczko, a ja ukazałam mu swój pomalowany na czerwono środkowy palec. – Dobra, leć do swojego Zayna – uniósł do góry ręce w geście okazania całkowitej złości, jak to Harry – Przecież to z nim przetańczyłaś prawie całą dyskotekę! – warknął.
- I tu Cie mam – zmrużyłam oczy, wpatrując się w twarz Harrego. – Jesteś zazdrosny! – próbowałam ukryć cień rozbawienia w moim głosie, ale chyba mi się nie udało.
- Nie jestem! – wykrzyknął. Tere-fere, baju baju! Jasne! Te rumieńce na twarzy mówią wszystko.
- Oczywiście – przewróciłam oczami – i tylko dlatego opuściłeś klub?
- Jasne, że nie – teraz to on wywrócił swoimi zielonymi tęczówkami, wpychając dłonie w kieszenie ciemnych rurek.
- Błagam, weź mi nie mów, że jesteś na mnie zły, dlatego że zatańczyłam z Zaynem! On jest twoim przyjacielem, nie wyrwał by Ci laski, Harry! – krzyknęłam, machając głową. On jest nienormalny!
- Jakbyś była programem telewizyjnym to bym Cię przełączył. Powtarzasz się a ja już kolejny raz Ci mówię, że nie jestem zazdrosny – wyparł się, przygryzając wargi.
- O, to mnie może sprzedaj! Po co Ci taki nieciekawy program! – warknęłam, cofając się kilka kroków. Harry udał, że kieruje na mnie pilot i niby klikając, jakby naprawdę zmieniał program. Sapnęłam zdenerwowana i odkręcając się na pięcie, wybiegłam z kuchni. Pieprzony debil. Jak może się tak zachowywać? Co ja mu zrobiłam? Nie miałam zielonego pojęcia, ze taniec z Zaynem go tak zdenerwuje.
- Des! – krzyknął za mną, wychodząc również z pomieszczenia.
- Odwal się – odkrzyknęłam, wbiegając po schodach. Zdjęłam płaszczyk, który przez cały ten czas był na moim ciele, rzucając go na pufę. Byłam wdzięczna pozostałym mieszkańcom domu, że nie chcą przerwać naszej kłótni, dając upust naszym emocjom.
- Des, przepraszam – Harry znalazł się zaraz za mną, zdejmując swoje buty. Zsunęłam szpilki, rzucając do tyłu. – Auć! – wrzasnął, kiedy jedna ze szpilek trafiła… nie wiem w co, ale mam nadzieję, że go zabolało tak samo jak moje serce teraz tłucze się i wija z bólu w mojej klatce piersiowej.
- Des – złapał pośpiesznie moje ramię, odwracają mnie do siebie. – Nie płacz, kurwa przepraszam – zmarszczył brwi, biorąc moją twarz w ręce. Twardymi, ale jakże dla mnie zbawczymi opuszkami palców delikatnie starł łzy z moich zaczerwienionych policzków. Nawet nie wiedziałam, że płaczę.
- Odsuń się, mam dość, że najpierw na mnie krzyczysz a teraz przepraszasz, to znowu się powtarza – wyszeptałam, zahipnotyzowania zielenią oczu Hazzy. A niech go coś pierdolnie, zawsze wystarczy jedno jego słowo albo spojrzenie i zamieniam się w wielką kupę budyniu bez kości.
- Des, błagam, wytłumaczę Ci wszystko, tylko przestań płakać – mówił, nadal pocierając szorstkimi palcami moje policzki – Hej, uśmiechnij się. – przewróciłam oczami, i z całej siły przywaliłam pięścią w brzuch chłopaka. Harry jęknął, gwałtownie się zginając w pół.
- Okej, niezła kara – wychrypiał zdyszany, pocierając brzuch jednym ramieniem. – Jak ja uwielbiam być Twoim chłopakiem – wycedził, powoli się prostując.
- Coś Ci przeszkadza? – uniosłam brwi do góry – Zawsze mogę pójść do Za…
- Dobra! Już! I tak mnie już wystarczająco dobiłaś – podszedł do mnie, otulając ramieniem – i prędzej bym go zabił, niż pozwolił żeby się do Ciebie zbliżył tak jak ja – mruknął do mojego ucha a ja wzdrygnęłam się na jego słowa. Były naprawdę szczere i nawet nie mam planów próbować jego obietnicy.
- Kocham Cię – wymamrotał, kładąc twarz w zagłębieniu mojej szyi. Wyglądało to naprawdę dziwnie z powodu, że ja ledwo co przekraczałam metr siedemdziesiąt pięć a Harry miał ponad metr osiemdziesiąt osiem. Przesunął nosem po mojej szyi, sprawiając, że zachichotałam. – Nie masz bladego pojęcia jak bardzo mam ochotę zedrzeć z Ciebie tą kieckę – wychrypiał, lekko podgryzając moją skórę.
- Harry! – pisnęłam – Wiesz, że nie mogę – wyjaśniłam, odsuwając od siebie chłopaka – A teraz chodź, obiecałeś, ze mi wszystko wytłumaczysz – uśmiechnęłam się, kiedy grymas zamajaczał na ustach Hazzy. Przewrócił oczami i dał się zaprowadzić do kanapy w salonie. Usiedliśmy a ja uśmiechnięta cały czas, dałam znać żeby zaczął swoją opowieść.

*Justin*

- Jason! – warknąłem, wchodząc sfrustrowany do naszego domu. Rzuciłem kluczyki od Bentleya na szafkę i rzucają gdzieś w kąt skórzaną kurtkę wszedłem głębiej do domu. Od razu poczułem pod nogami coś miękkiej i fuknąłem przeklinając dzień, w którym pozwoliłem by Victoria zajęła się wystrojem domu. Pieprzony dywanik. Sapnąłem, wchodząc luźnym krokiem do salonu. Zaśmiałem się donośnie, widząc czarnowłosa kobietę na skórzanej, jasnej kanapie.
- Witam, Panią – uśmiechnąłem się czarująco, przeczesując włosy palcami.
- J-jason! – pisnęła dziewczyna, nerwowo skubiąc swoją ‘małą czarną’. Przewróciłem oczami, kręcąc głową.
- Co jest złot… o Justin, nie miałeś wrócić trochę później? – nagle w zasięgu mojego wzroku zmaterializował się czarnowłosy chłopak.
- Zmiana planów, wyproś laskę i siadamy. Mamy robotę – splunąłem, nie zaszczycając nawet dziewczyny jednym spojrzeniem. Klepnąłem na kanapę, wysuwając skrzyżowane w kostkach nogi na szklany stolik. Moje dłonie kurczyły się w pięści co jakiś czas, czyli to co robiłem zazwyczaj będąc w amoku. Pieprzony Styles. Miałem ochotę na tę laskę a on jak zwykle musi wpierdolić się w nieswoje sprawy. Zirytowałem się jeszcze bardziej, wspominając naszą wspólną przeszłość. Już mam dosyć, że cały czas wchodzi w nie to gówno co powinien. Musi go spotkać jakaś kara.
- Yo, bro o co chodzi, miałem plany co do tej laski! – wyraźnie zezłoszczony Jason, opadł koło mnie na kanapie, przeczesując krótko ostrzyżone włosy palcami. – Co jest? Nie miałeś czasami wrócić z uroczą blondyną?
- Zamknij się i przynieś laptopa – warknąłem, przesuwając palcem wskazującym po dolnej wardze – Musimy kogoś mieć na oku. – dodałem.
- Okej? – Jason wyraźnie zdekoncentrowany zmarszczył brwi. Wstał i nie pytając się o nic więcej zniknął za ścianą pomieszczenia. Westchnąłem, kręcąc głową. Jej piękny, wielki biust cudownie ukazujący się w ciasnej sukience i te wszystkie krągłości uwydatniające jej  zalety.
- Jestem, co robić? – moje rozmarzenie przerwał chłopak, który ponownie znalazł się koło mnie. Ułożył laptopa i potrzebny sprzęt na stoliku przede mną a ja oglądałem go w skupieniu. – Powiesz mi w końcu o co chodzi, do cholery? Co się stało?
- Styles się stał! – warknąłem, umieszczając łokcie na kolanach, nachylając się. Dłonie splotłem ze sobą, przykładając do ust.
- Znowu? Co on ma kurwa do nas? – Jason splunął, uruchamiając cały sprzęt. Wpisał hasło w odpowiednie miejsce i naszym oczom ukazał się pulpit.
- Nie wiem ale mam zamiar się tego dowiedzieć. Muszę go kurwa zniszczyć zanim stanie się naprawdę naszym zagrożeniem – sapnąłem, wędrując myszką po ekranie.
- Już jest naszym zagrożeniem, Jus – niechętnie odparł Jason, na co zdzieliłem go po głowie. Ale miał kurwa rację, jest niebezpieczny. Nie boję się go, ale on za wiele o mnie, o nas wie. Nie mogę pozwolić żeby niepotrzebni słuchacze wiedzieli więcej niż powinni.
- Ale mam pewien plan – uśmiechnąłem się cwaniacko, wpisując w wyszukiwarkę pewne słowo.
- Mercedes McKlaus? – zapytał nic nie wiedzący Jason, który wpatrywał się w moje ruchy. Zaśmiałem się, opierając o kanapę. – Nikt taki nie istnieje, kto to ma być?
- Istnienie, mój drogi, istnieje – odpowiedziałem zamyślony.
- Co planujesz? – zapytał Jase, marszcząc czoło.
- Ta dziewczyna musi się znaleźć w moich rękach – fuknąłem, przeczesując włosy – to laska Stylesa i z tego co widziałem to jemu na niej zależy – a jak wykończyć wroga?
- Zabić to na czym mu najbardziej zależy – uśmiechnął się złowieszczo, zakładając ręce za głowę.
- No nie do końca zabić – mruknąłem – jest za seksowna na śmierć, ale zawsze można ją trochę pokiereszować i będzie naszym zakładnikiem – pokręciłem głową by rozruszać trochę kości.
- A jak planujesz ją złapać, skoro nie możemy jej znaleźć nawet w naszej wyszukiwarce – Jason jeszcze raz spróbował coś wyszukać, nie dostając żadnych wyników.
- Ma fajną przyjaciółeczkę, którą można wykorzystać – uśmiechnąłem się cwaniacko, mrużąc oczy. Szykuj się, Angel. Mam nadzieję, że mi pomożesz.
- Blondyna?
- Mhm – potwierdziłem, wstając z kanapy – Wyślij Taylera i Mckenzie przed dom Dangersów, mają śledzić blondynę i brunetkę na każdym kroku i zdawać relację co godzinę. A ty przyszykuj co tam potrzebne, jutro zabieramy naszą małą dziewczynkę do nas. – rzuciłem, szykując się na wejście po schodach.
- Chcesz już ją jutro porwać?
- Nie ma na co czekać, im szybciej załatwimy problem tym lepiej – wzruszyłem ramionami, wchodząc na górę. Otworzyłem drzwi do mojego pokoju wędrując do środka. Zdjąłem koszulę, siadając za biurkiem. Wyciągnąłem IPhona z kieszeni i z łobuzerskim uśmieszkiem wpisałem w dotykowy ekran wiadomość. Nawet mała nie wiedziała, że zabrałem jej telefon wpisując swój numer.






- Nawet się Styles nie spodziewasz, co się czeka – zaśmiałem się chytrze, rzucając telefon na biurko. Jutro czeka mnie ciężki dzień.

__

Hej hej!
Mam nadzieję, że Wam się spodoba, mimo, że nie należy do najdłuższych.
12 osób odpowiedziało w ankiecie, więc zrobię pewien szantaż.
Mogę liczyć na 4  komentarze? Jak tylko się uzbiera ta liczba - wstawię 6 ;)

Dziękuję bardzo za to że czytacie xx

nareszcie akcja się rozwija!
sorczi za błedy
~ Grossa