środa, 23 października 2013

1. Trucizna


Rozdział 1 Trucizna

W najmniej odpowiednim momencie, wydarzy się coś, co jeszcze pogorszy całą sytuację.

- Wróciłam! – wydarłam się na pół domu, kładąc moją torbę na jedną z korytarzowych szafek. Usiadłam na miękkiej, skórzanej pufie i z dźwiękiem stękania zdjęłam ze stóp fioletowe trampki. Na schodach z dębowego drewna rozległ się charakterystyczny odgłos tupania po podłodze. Nagle koło mnie zmaterializowała się Angel, od razu zamykając mnie w niedźwiedzim uścisku.
- Boże, An, chłopie co ty robisz! – zaśmiałam się, kiedy przyjaciółka nawet nie myślała o tym żeby się odsunąć.
- To była poważna misja idiotko! – wydarła się na mnie, opierając ciało o ścianę naprzeciwko, kiedy ja w spokoju powróciłam do męczarni zdejmowania butów.
- Ale dałam radę – wymamrotałam zsuwając ze stóp buta. Wstałam kierując się z blondynką do wspólnej kuchni. – W końcu to ja – uśmiechnęłam się, zajmując miejsce przy wysepce kuchennej. Angel prychnęła, wyjmując sok z lodówki.
- Nawet najlepszym czasem nie wychodzi – sprostowała, wymierzając we mnie sokiem z pomarańczy. Wyjęła z górnej szafki dwie szklanki, rzucając mi jedną. Złapałam ją w powietrzu i przekręcając, nadstawiłam żeby mi nalała orzeźwiającego napoju.
- Gdzie reszta? – zapytałam, wyciągając swojego IPhona, sprawdzając godzinę. 8.47 pm. – jest piątek wieczór, chyba powinni już być – zmarszczyłam brwi. Angel wzruszyła ramionami, siadając naprzeciwko mnie.
- Wyjechali w południe – wytłumaczyła – miałam jechać z Nickiem, ale jak to powiedział, to jest zbyt niebezpieczne a ty nie jesteś jeszcze wyszkolona – próbowała udawać głos tego kretyna, co jej nie bardzo wyszło, więc wybuchłam głośnym śmiechem. Spiorunowała mnie wzrokiem, kiedy nie mogłam się ogarnąć po nawałnicy śmiechu. Jej blond włosy opadły na czoło, pokryte zmarszczkami, kiedy złączyła wypielęgnowanie brwi w jedną linię.
- Nadal nie rozumiem jak mogłaś zrobić to po raz pierwszy z tym frajerem – zachichotałam, zaczynając temat, którego nienawidziła.
- Oh zamknij się – warknęła, przeglądając lodówkę.
- Ej to nie jest lusterko! – podeszłam do niej, popychając ją biodrem. Uśmiechnęłam się pod nosem, kiedy Angel fuknęła, przesuwając się. Nienawidziła kiedy miałam nad nią przewagę, ale niestety zdarzało się to bardzo często. Prawdzie powiedziawszy to ja wplątałam ją w to całe gówno. Jeszcze kiedy chodziłyśmy razem do podstawówki, obiecałyśmy sobie że wspólnie pójdziemy na Uniwersytet i wynajmiemy dwupokojowe, niewielki mieszkanie w jednym z pobliskich bloków niedaleko kampusu, który przejdzie do historii jako miejsce wyprawiania największych i najlepszych imprez na świecie. Przysięga na mały paluszek w wieku kilkunastu lat była dla nas bardzo ważna. A teraz? Teraz zamiast różowego pokoju z przyjaciółką, mam swoje własne piętro w kilku poziomowej willi na obrzeżach miasta, które dziele z chłopakiem o brązowych włosach.
Ale mam najlepszą przyjaciółkę na świecie. Jest dla mnie jak siostra, a kiedy dowiedziała się o tym, że nie mam prawdziwych rodziców a wychowywana jestem przez kryminalnego przestępcę, który szkoli mnie na najlepszą zabójczynie w mieście, nawet się nie zastanawiała i odeszła od swojej patologicznej rodziny. Jared przyjął ją z otwartymi ramionami, ale przez moje wszelkie prośby i próby samobójstwa, postanowił, że nie będzie wplątywał ją w grubsze sprawy. Nie pozwolę zepsuć jej życia. Zawsze miała marzenia o medycynie, trójce dzieci i przystojnym mężu, który będzie codziennie budził ją śniadaniem do łóżka.
Jak na razie moja wyobraźnia i plany o przyszłości są zadowolone. Mam wspaniałego chłopaka, za którym ogląda się każda panna. Który troszczy się o mnie jak o nikogo innego. Zawsze mi powtarza, że skoczyłby za mną w ogień a kiedy tylko zagraża mi misja z poważnym niebezpieczeństwem, nie pozwala puścić mnie samej.
- Ziemia do Des, nadal tu jesteś? – przed twarzą pojawiła się blada, kościotrupia dłoń Angel, która próbowała mnie chyba walnąć. Ocknęłam się z myśli, mrucząc ciche przeprosiny. Spojrzałam jeszcze w blask lodówki, słuchając swojego żołądka na co by miał ochotę. Przygryzając wargę przesunęłam palcem po drzwiach lodówki.
- To nie jest lusterko – przedrzeźniała mnie An, wywracając oczami. Westchnęłam wyjmując pitny jogurt, który kusił samym opakowaniem. Ze zmarszczką na czole, przyjrzałam się etykietce. Data ważności była w miarę dobra, ale zapach który się unosił w powietrzu coś mi nie pasował.
Wyczuliłam swoje wszystkie zmysłu i posłuchałam swojej kobiecej intuicji.
- Nie możesz go po prostu wypić? – zachichotała An, odkręcając czerwoną nakrętkę i lekko przechylając zachęciła mnie do wypicia. Niepewna spojrzałam w błękitne oczy blondynki.
- Ty to kupowałaś? – zagadnęłam.
- Nie, Nick robił zakupy – wzruszyła ramionami – Ale hej, przecież jakby chciał nas zabić to nie na pewno jogurtem.
- Tak, może masz rację – znów obejrzałam wokół plastikową butelkę i pozwoliłam sobie upić. Słodki płyn podniecił moje podniebienie, kiedy jogurt z kawałami owoców rozlał się wzdłuż gardła. Zachłysnęłam się, czując nagle gorzki smak. Ile tylko mogłam wyplułam do zlewu zawartość jamy ustnej. Wsadzając prędko palca w gardło z niemiłym i bardzo nieciekawym odgłosem zwróciłam dopiero co wybity napój. Kaszlem zakończyłam swoją czynność. Otarłam zewnętrzną częścią dłoni usta i patrząc się wymownie na Angel, która stała z przerażoną miną kilka kroków ode mnie, powiedziałam:
- Trucizna.. – przeciągnęłam – idealnie – burknęłam pod nosem, przechodząc obok blondynki.
- Ja..ja nie wiedziałam – zakryła usta drżącą ręką.
- Tak – mruknęłam ponownie. Cały czas dręczyły mnie myśli skąd to się wzięło u nas w domu. Jeżeli kupił to Nick, to chłopak ma przejebane. Jak to jego kolejny raz to jego jądra skończą w pudełku na jego grobie.  Ale najgorzej będzie wtedy, kiedy okaże się, że on nie ma z tym nic wspólnego..

*Justin*

Devils ostatnio bardzo mnie zachwycają. Mimo, braku przeważającej liczby męskich osobników, dajemy radę nawet lepiej niż ten cały drugi gang.
Nawet nie mogę uwierzyć, ze laski, które zaledwie kilka miesięcy temu nie mogły obyć się bez szpilek i drogiej, skórzanej torebki, wykonując teraz najbrudniejszą robotę.
Chyba musze sam siebie pochwalić, mam oko do ludzi.
Właśnie wracaliśmy z jednej z wypraw, w którym brał udział prawie każdy. Przekręciłem głowę w lewą stronę, słysząc odgłos łamiących się kości. Oh, będę czuł tą misję przez kilka następnych dni. Ale cóż.. magazyn wysadzony, rannych brak, świadków brak, czy można pragnąć czegoś więcej?
W sumie to tak, spokoju w mieście. Ci cali Dangers czasami zabierają mi sprzed nosa najważniejsze zadania, za które dostałbym multum kasy.
Zacisnąłem mocniej dłonie na kierownicy aż poczułem jak moje knykcie stają się białe. Dłoń na moim ramieniu wyrwała mnie z transu.
- Stary powinieneś skręcić kilka metrów wcześniej w lewo – skwitował James, wskazując palcem w przednią szybę. Szybko się otrząsnąłem i z piskiem opon zawróciłem czarnego SUV’a w przeciwną stronę. Usłyszałem dzwięk klaksonu na co bardzo kiltularnie zsunąłem szybe w dół i ukazując środkowego palca kierowcy za mną. Chyba kolega się nieco wkurzył, gdyż jego ciemne BMW zaraz znalazło się przy moim skarbeńku. Przyciemnione szyby uniemożliwiały mi widok kierowny ale kiedy powierzchnia zniżyła się w dół, ujrzałem jakoś dziwnie znajomą twarz. Okulary marki RayBan zasłaniały oczy a krzywy uśmieszek zawirował na jego ustach. Potarł dłonią kierownicę i z szerszym uśmiechem wyprzedził piskiem opon. Jego tylny zderzak znalazł się na moim widoku. Żyłka na moim czole idealnie się ukazała, kiedy chłopak wysoko podniósł mi ciśnienie. NIKT, ALE TO NIKT NIE ZACZYNA Z DEVILEM. Nawet w głupim wyprzedzaniu. Westchnąłem głęboko, przyciskając jak najmocniej pedał gazu. Usłyszałem cichy pomruk po mojej lewej stronie i klnięcie dziewczyn z tyłu. Nigdy nie lubiły mojej pasji do samochodów i wyścigów z nimi związanych. Ale cóż, miały problem. Z chytrym uśmieszkiem uformowanym na pełnych, idealnych ustach wyprzedziłem bez problemu czarne BMW.
I zaczęła się zażarta walka.
Niestety myliłem się, kiedy w tylnym lusterku nie zauważyłem przeciwnika. Nagle z nikąd pojawił się przede mną, zajeżdżając mi drogę. Żeby uniknąć stłuczki skręciłem nagle w prawo, przez co któraś z dziewczyn z tyłu przywaliła mi w tył głowy. Skarciłem Mc wzrokiem w tylnym lusterku.
- Bieber, kurwa ogarnij się, bo wylądujemy w rowie. Jedz już do domu bo wszyscy jesteśmy zmęczeni – krzyknęła i zaraz po cichu dodając – ty zresztą również.
Przemyślałem jej słowa i dałem upust emocjom kilkakrotnie ściskając kierownicę. Westchnąłem, przeczesując swoje miodowo brązowe włosy. Idealne ułożenie zostało takie jakie było, pomimo ciągnięcia za końcówki.
- Ale nie dam mu tak łatwo wygrać – dodałem szybko, zanim moje myśli całkowicie zwróciły się ku odwróceniu się od przeciwnika. Victoria wydała niezadowolony odgłos.
- Tylko coś załatwię i jedziemy do domu, obiecuję – wybełkotałem niechętnie. – Nawet się nie ruszę z samochodu – uniosłem kąciki ust i cmoknąłem cicho. To teraz zobaczysz, że nie warto było ze mną zadzierać, pomyślałem i wcisnąłem mocniej pedał gazu. Moje złotko znalazło się bez problemu obok jego złomu. Pozdrowiłem ręką kierowce BMW i nie martwiąc się o żadną rysę, skręciłem nagle gwałtownie w lewo, powodując zepchnięcie przeciwnik w rów.
- I teraz masz się czym martwić – warknąłem, wystawiając ponownie środkowego palca.
- Jesteś jebnięty – usłyszałem od Jamesa, kiedy wjeżdżałem w drogę, prowadzącą do naszej willi.

___________

A więc tak.
Nie było komentarzy, ale i tak wstawiłam.
Może prolog nie był wystarczająco zachęcający.
Nie wiem czy wam się I rozdział spodobał, mam szczerą nadzieję, że tak:)
Był i widok Mercedes i punkt widzenia Justina.
Moge was zapewnić, ze już w przyszłym rozdziale, będzie się działo naprawde ciekawie.
każdy komentarz mnie motywuje.
Z góry dziękuję nawet za głupią kropkę.

niedziela, 13 października 2013

Prolog



Kolejny szary dzień w moim szarym życiu. Wracałam z mojej misji, przechadzając po krętych, zatłoczonych ulicach Londynu. Byłam znana jako ta, z którą nie warto zadzierać. Nienawidziłam tego. Nienawidziłam swojego życia, odkąd pierwszy raz przystawiłam komuś spluwę do skroni. Krzyki i twarze moich ofiar śnią mi się po nocach. Nie potrafię zasnąć bez leków uspokajających. A co najgorsze, musze to robić.
Wygrzebałam z mojej drogiej torby paczkę fajek i z głębokim zaciągnięciem odpaliłam jednego papierosa. Paczuszka z powrotem trafiła do mojego bagażu, kiedy oparłam się o karmelową ścianę jednego z najwyższych budynków w mieście.
Tysiące ludzi zwracało uwagę na nastolatkę palącą w tłumie przechodniów. Jednak nikt nie podszedł, nie zatrzymał się. Każdy się bał. Bał się mnie.
Obserwowałam młodych facetów, kręcących się po ciemnych zakamarkach i czyhających na jakiegoś bezmózgiego nastolatka, który chcąc zaszaleć i pokazać się przed znajomymi zniszczy sobie życie kupując dragi. Z zamyśleniem zastanawiałam się który z nich będzie moją następną ofiarą.
Dopalając do końca fajkę, wtopiłam się w tłum pracujących ludzi. Przedzierałam się bez problemu, trafiając do miejsca, w którym zaparkowałam moje złotko. Instynkt zapalił czerwoną lampkę, dlatego przystanęłam na chwilę opuszczając moją torbę. Sztucznie westchnęłam, klnąc pod nosem. Schyliłam się po skórzaną torebkę, wyczulając wszystkie moje zmysły. Trzymając za rączki, zahaczałam opuszkami palców o pistolet. Podeszłam do mojego ukochanego srebrnego Mercedesa E63 i patrząc w szyby samochodu uważnie zbadałam okolice. Czysta.
Mimo to, zawsze ufałam swojej kobiecej intuicji i sprawdziłam od kół po dach samochód. Z uśmiechem i wielką gracją znalazłam się za kierownicą sportowego autka. Upewniając się, że naprawdę jest czysto i nie zostanę nagle przez jakiegoś głupca, który chce umrzeć, z piskiem opon ruszyłam w stronę pobrzeży miasta.
Co jakiś czas sprawdzałam w wstecznym lusterku czy żadna furgonetka mnie nie śledzi. Miałam złe przeczucie. A to nie zapowiada się najlepiej… Ja nigdy się nie mylę.
Mając stu procentową pewność, że nic za mną nie jedzie, skręciłam gwałtownie w środek lasu. Ze schowka z tablicy rozdzielczej wyjęłam malutki kryształek. Wplątałam go w moją bransoletką i przesuwając ręką wzdłuż przedniej szyby, przed samochodem rozchyliła się wielka, normalnie niewidoczna brama. Wjechałam na asfaltowy podjazd, odwracając głowę. Brama się zamknęła a ja westchnęłam z ulgą.
Mimo, że byłam jedną z najgroźniejszych osób w mieście, która była postrachem dla wszystkich, bałam się. W końcu jestem zwykłą nastolatką, która za dwa miesiące skończy upragnioną osiemnastkę a nigdy w życiu nie zaznała matczynej troskliwości. Od małego byłam wychowywana przed Jareda. Nawet nie pamiętam swoich rodziców.
Koniec tego rozżalania się, Des.
Oh zamknij się.
Tak. To ja, normalna osoba, która gada ze swoją podświadomością.
Ogromna willa z kilkunastoma pokojami, łazienkami i wielkim, głębokim basenem w piwnicy pojawiła się na horyzoncie, kiedy powoli wjechałam na plac przed pałacem. Jak to zwykle musiałam mieć szczęście z podziemnego garażu wyjeżdżał właśnie Nick – fagas, który myśli, że jest fajny. Gdyby tylko Harry dowiedział się o tym co on robi za jego plecami…
Harry – idealny, niesamowity, kurewsko przystojny młodzieniec, który zabija za kasę. I tak się zdażyło, że akurat jest moim chłopakiem, czego całkowicie nie żałuje. Jest najlepszy, lepszego chyba nie ma. Nawet czasami Jared ma problemy z siłą Hazzy. Jest prawą ręką Jareda, który pełni funkcję naszego ojca.
Westchnęłam i przyśpieszając wjechałam za dom a zaraz po tym zjechałam z dość stromej górki. Zanim jeszcze  ciemność otoczyła mój samochód drogę zajechał mi Nick.
- Kurwa! Oszalałeś! – wystrzeliłam z samochodu niczym błyskawica. Podeszłam do czarnego BMW i kopnęłam z całej siły w oponę. Walnęłam pięściami w zaciemnioną szybę kierowcy. Bardzo powoli szyba zsunęła się na dół.
- Tak słucham? – odpowiedział kretyn, poprawiając swoje RayBan’y na nosie.
- Prawie pierdolnąłeś we mnie swoim chujowym gratem! – możesz robić wszystko. Wyzywać mnie, obrabiać dupę za plecami, ale kiedy chcesz zrobić coś złego moim samochodom, to już poważne! Nigdy nikt nie dotyka mojej bryki!
No może czasami Harry.
Cicho!
- Przepraszam panią bardzo, czy mogłaby Pani przesunąć swój okrągły, śliczny tyłeczek, który chciałbym pieprzyć z mojego punktu widzenia. Chciałbym pojechać wypełnić swoją misję! – wspomniałam już, że jest zadufanym w sobie debilem, który uważa że ma u mnie szanse? Nie? Oh, przepraszam. Mój błąd.
- Spierdalaj, bo zaraz nie wytrzymam – wymamrotałam odchodząc od pojazdu. Wróciłam do środka swojego Mercedesa i wjechałam w głąb garażu. Pośród kilkunastu zajętych miejsc przez wyścigowe albo super ekskluzywne samochody znalazłam jedno dla mnie. Idealnie zaparkowałam, po czym wyjęłam kluczyki ze stacyjki. Złapałam moją torbę z tylnego siedzenia i blokując auto, zawiesiłam kluczyki na haczyku obok metalowych drzwi.
I nareszcie w domu.


______________________________

Komentarze z opiniami zmotywują mnie do prowadzenia tego bloga.