Rozdział 2
*Mercedes*
- Jak to kurwa miał wypadek? – krzyk Harrego nadal odbijał się w mojej głowie kiedy jego noga naciskała coraz bardziej na pedał gazu. Wszystko na raz zwaliło się na nasze głowy. Ktoś niewiadomo kiedy ani czym otruł truskawkowy jogurt w naszej lodówce. A z tego wszystkiego najbardziej jestem wkruwiona ja, bo nie mogłam wypić swojego ukochanego jogurtu. Dzień w dzień go popijam, czyli osoba, która miała w planach otrucie to na pewno ja miałam być ofiarą. Mimo moich próśb o zmienienie zdania, Angel natychmiast skontaktowała się z moim bardzo nadopiekuńczym do potęgi n-tej chłopakiem aka Harrym. Nie minęło kilka minut a na zajeździe przed głównymi drzwiami naszego pałacyku słychać były poślizgi samochodu. Trzaskanie drewnianą powłoką było drugim sygnałem, że Harry pojawił się w domu.
- Cześć, kochanie! – wykrzyknęłam i podeszłam do łuku
prowadzącego do kuchni, z której można było wyjść na hol. Od razu przekraczając
próg można było zauważyć pychę i ekskluzywność tego mieszkania. Kremowa tapeta
pokrywała ściany przedpokoju a gruby, bordowy pasek na największej ścianie
dodawał uroku pokojowi. Pomiędzy kremowymi pufami ustawionymi pod jedną ze
ścian, stały dębowe, malutkie stoliki. Drogie obrazy ozdabiały każdą ze ścian. Na
środku ogromnego pomieszczenia uwagę przykuwała złota rzeźba, którą Jared
dostał w zamian za wykonanie jednego z najbardziej niebezpiecznego zadania. Kobieta
od pasa w górę była naga a swoje piersi zakrywała dłońmi. Oczy zakryte miała
chustką a ust wykrzywione w uśmiechu. Jedyny odstęp od kolory złotego miała
czarna roślina pokrywająca jej dolną partię ciała. Pomimo, że większość myśli,
że złoto i czerń w rzeźbie to złe połączenie, efekt końcowy jest zdumiewający.
Jasne kafelki pokrywały podłogę holu a na jego środku położony był wystawny,
puchowy dywan. Miękka powierzchnia otuliła moje stopy kiedy wyszłam z kuchni,
trafiając wprost na rozgniewanego Harrego.*Mercedes*
- Jak to kurwa miał wypadek? – krzyk Harrego nadal odbijał się w mojej głowie kiedy jego noga naciskała coraz bardziej na pedał gazu. Wszystko na raz zwaliło się na nasze głowy. Ktoś niewiadomo kiedy ani czym otruł truskawkowy jogurt w naszej lodówce. A z tego wszystkiego najbardziej jestem wkruwiona ja, bo nie mogłam wypić swojego ukochanego jogurtu. Dzień w dzień go popijam, czyli osoba, która miała w planach otrucie to na pewno ja miałam być ofiarą. Mimo moich próśb o zmienienie zdania, Angel natychmiast skontaktowała się z moim bardzo nadopiekuńczym do potęgi n-tej chłopakiem aka Harrym. Nie minęło kilka minut a na zajeździe przed głównymi drzwiami naszego pałacyku słychać były poślizgi samochodu. Trzaskanie drewnianą powłoką było drugim sygnałem, że Harry pojawił się w domu.
- Harry! – krzyknęłam radośnie, pomimo, że wewnątrz cała drżałam. Wiedziałam, że jest wkurwiony do potęgi n-tej i nawet ostry sex nie pomógłby mu ograniczyć jego złość. Jego spojrzenie złagodniało a szczęka lekko rozluźniła widząc mnie w pomieszczeniu. Podszedł elegancko do mnie i ucałował w policzek. Kiedy jednak próbowałam pogłębić, naciskając na jego pełne, różowe usta, złapał mnie gwałtownie za nadgarstki. Spojrzałam na jego nieziemskie, zielone tęczówki, które wyrażały złość i niepokój.
- Kto.próbował.cie.otruć? – warknął, masując moje nadgarstki. Jego oddechy były powolne i bardzo głębokie, jakby bał się, że zaraz zabrakłoby powietrza.
- Harry.. – westchnęłam, kiedy pokręcił głową.
- Nie Harruj mi tutaj, bo to nic nie da, Des – spojrzał prosto w moje oczy a ja poczułam dreszcz na dole mojego kręgosłupa. Z jednej strony zawsze tak reagowałam na jego jaki kolwiek dotyk czy gest ale z drugiej ciarki mi przechodziły od jego onieśmielającej aury.
- Nie wiem, tak? – westchnęłam zirytowana na jego złość. – Też jestem tym wkurzona, więc jeżeli chce Ci pomóc się odstresować to mnie nie odrzucaj! – wyrzuciłam ręce w powietrze a Harry powstrzymywał się od chichotu. Jego kąciki drżały a rozbawienie błyszczało w jego tęczówkach. – i z czego się śmiejesz, kretynie – walnęłam w jego klatkę moimi piąstkami i znając życie, nawet go to nie zabolało a mnie wręcz odwrotnie. Musiałam pomasować swoje kostki, które piekły niemiłosiernie.
- Doceniam to kochanie – uśmiechnął się, ukazując swoje dwa urocze dołeczki. Zaplotłam ręce na piersi, udając wielce oburzoną. Przysunął się do mnie, obejmując umięśnionymi ramionami moje drobne ciało. Wdychałam jego zapach, opierając czoło o wykształtowany obojczyk. – Ale zabije tego skurwiela, który próbował otruć całe moje życie – uniósł mój podbródek i zostawił jeden, delikatny ale namiętny pocałunek na moich spierzchniętych ustach. Mruknęłam kiedy się odsunął. Cóż. Był zdecydowanie za krótki. Harry zachichotał na moją chęć dalszego pocałunku i splótł nasze dłonie.
A teraz siedziałam w białym Infiniti G37 Copue Harrego, wspominając jak ta cała kłótnia w hollu skończyła się z ‘happyendem’. Harry trzymał lewą dłoń na moim kolanie co jakiś czas delikatnie je ściskając. Przywarłam lewą skronią do zimnej szyby, patrząc jak pędzimy przed siebie zbliżając się do
- Wszystko z nim okej? – zamartwiła się Devin. Harry tylko
skinął skupiając całą swoją uwagę na drodze przed sobą – i może to dobrze. Nikt
chyba nie chciałby skończyć w tym momencie tak jak Nick, którego samochód leży
w leśnym rowie. Devon nerwowo skubała swoje skórki paznokci cały czas ruszając
lewą, zgrabną nogą, co zaczęło mnie denerwować, pomimo, że siedziała za mną.
Ale sorry, prawie trzęsła całym autem.
- Dev, spokojnie, nic mu nie jest, najwyżej co trochę jego bmw jest podrasowane, ale to da się rozwiązać prawda?- uniosłam pewnie brwi do góry, rozmawiając ze specjalistką do napraw samochodów. Jej codzienny strój składał się z ciemnych, pobrudzonych czarnymi plamami roboczych spodni, które luźnie zwisały na jej biodrach. Koszula, która zazwyczaj opina jej klatkę, zazwyczaj odpięta na pół, odsłania biały podkoszulek, lecz teraz ubrana w zwyczajne, poszarpane jeansy i skórzaną kurtkę nie przypominała zapracowanego mechanika kobiety, którą była. Czarne glany zamieniła na ekstrawaganckie, wysokie szpilki a bandamkę na nadgarstku zastąpiła materiałowymi bransoletkami. Nerwowo obgryzała pomalowane na ciemnogranatowy kolor paznokcie. Wydaje mi się, że Nick nie był jej obojętny, pomimo jej ,,życia w garażu”. Wszyscy bardzo lubimy Devon, a prawdę mówiąc bez niej nasze autka nie wytrzymałyby miesiąca dłużej. Jej modyfikacje i talent do naprawy każdej metalowej kupy jest niesamowity.
Harry zjechał z asfaltu a my odczuliśmy to perfekcyjnie przez podskok samochodu. Oparłam głowę o zagłówek, chcąc jak najprędzej dostać się z powrotem do domu i zapomnieć o tym całym wypadku. Postawna sylwetka Nicka oparta była o bagażnik czarnego Audi A7, gdzie jej zderzak leżał głęboko w rowie. Chciało mi się śmiać na ten widok. Nick wyglądał jak zadąsany chłopczyk, który zepsuł jednego ze swoich klocków lego a jego mina idealnie opisywała jego uczucia w środku.
Brunet zahamował Infiniti zaraz przed roztrzaskanym autem Nicka. Wyskoczył z samochodu jak poparzony, ale najpierw – jak wypadało na dżentelmena i najlepszego chłopaka pod słońcem – obszedł szybko samochód i otworzył moje drzwi. Z cwaniackim uśmieszkiem podał mi dłoń. Drań dobrze wiedział, ze mam trudność z wsiadaniem i wysiadaniem z aut z niskim podwoziem a on to wykorzystywał! Jęknęłam, kiedy Harry pociągnął moją dłoń, gdyż nie mogłam normalnie wysiąść z samochodu. Zachichotał pod nosem, na co zgromiłam go wzrokiem, przez co powiększyłam jego uśmiech.
Kiedy każdy opuścił samochód Hazzy, chłopak podrzucił w górę kluczyki i łapiąc bez problemu wepchnął je do tylnej kieszeni ciemnych spodni, umieszczając również w niej dłoń. Jego kciuk wystawał, masując materiał spodenek.
Ruszyliśmy wspólnie w kierunku Nicka, gdzie również już stały Devin i Angel. Dev obchodziła samochód, gdzieniegdzie kopiąc w oponę czy ruszoną część bryki. Angel za to stałą naprzeciwko Nicka i trzymała jego podbródek w dłoni. Najpierw odwróciła jego głowę w lewo a potem w drugą stronę. Nie mogę uwierzyć, ze pomimo tego co ten frajer jej zrobił i widać na kilometr że próbuje mnie przelecieć nadal mu ufa i darzy jakąś sympatią.
- Nic mi nie jest – szepnął Nick, obejmując An w pasie,
przez co dziewczyna naparła na jego ciało. Obrzuciła go morderczym spojrzeniem
ale ku zdziwieniu pozostałym nie wyrwała się z jego objęć. Devin wydawało mi
się, że to znosi ale znając życie pewnie cała ta sytuacja rozpierdalała ją od
środka. - Dev, spokojnie, nic mu nie jest, najwyżej co trochę jego bmw jest podrasowane, ale to da się rozwiązać prawda?- uniosłam pewnie brwi do góry, rozmawiając ze specjalistką do napraw samochodów. Jej codzienny strój składał się z ciemnych, pobrudzonych czarnymi plamami roboczych spodni, które luźnie zwisały na jej biodrach. Koszula, która zazwyczaj opina jej klatkę, zazwyczaj odpięta na pół, odsłania biały podkoszulek, lecz teraz ubrana w zwyczajne, poszarpane jeansy i skórzaną kurtkę nie przypominała zapracowanego mechanika kobiety, którą była. Czarne glany zamieniła na ekstrawaganckie, wysokie szpilki a bandamkę na nadgarstku zastąpiła materiałowymi bransoletkami. Nerwowo obgryzała pomalowane na ciemnogranatowy kolor paznokcie. Wydaje mi się, że Nick nie był jej obojętny, pomimo jej ,,życia w garażu”. Wszyscy bardzo lubimy Devon, a prawdę mówiąc bez niej nasze autka nie wytrzymałyby miesiąca dłużej. Jej modyfikacje i talent do naprawy każdej metalowej kupy jest niesamowity.
Harry zjechał z asfaltu a my odczuliśmy to perfekcyjnie przez podskok samochodu. Oparłam głowę o zagłówek, chcąc jak najprędzej dostać się z powrotem do domu i zapomnieć o tym całym wypadku. Postawna sylwetka Nicka oparta była o bagażnik czarnego Audi A7, gdzie jej zderzak leżał głęboko w rowie. Chciało mi się śmiać na ten widok. Nick wyglądał jak zadąsany chłopczyk, który zepsuł jednego ze swoich klocków lego a jego mina idealnie opisywała jego uczucia w środku.
Brunet zahamował Infiniti zaraz przed roztrzaskanym autem Nicka. Wyskoczył z samochodu jak poparzony, ale najpierw – jak wypadało na dżentelmena i najlepszego chłopaka pod słońcem – obszedł szybko samochód i otworzył moje drzwi. Z cwaniackim uśmieszkiem podał mi dłoń. Drań dobrze wiedział, ze mam trudność z wsiadaniem i wysiadaniem z aut z niskim podwoziem a on to wykorzystywał! Jęknęłam, kiedy Harry pociągnął moją dłoń, gdyż nie mogłam normalnie wysiąść z samochodu. Zachichotał pod nosem, na co zgromiłam go wzrokiem, przez co powiększyłam jego uśmiech.
Kiedy każdy opuścił samochód Hazzy, chłopak podrzucił w górę kluczyki i łapiąc bez problemu wepchnął je do tylnej kieszeni ciemnych spodni, umieszczając również w niej dłoń. Jego kciuk wystawał, masując materiał spodenek.
Ruszyliśmy wspólnie w kierunku Nicka, gdzie również już stały Devin i Angel. Dev obchodziła samochód, gdzieniegdzie kopiąc w oponę czy ruszoną część bryki. Angel za to stałą naprzeciwko Nicka i trzymała jego podbródek w dłoni. Najpierw odwróciła jego głowę w lewo a potem w drugą stronę. Nie mogę uwierzyć, ze pomimo tego co ten frajer jej zrobił i widać na kilometr że próbuje mnie przelecieć nadal mu ufa i darzy jakąś sympatią.
Ręka Harrego musnęła moją dłoń, kiedy stanęliśmy przed Nickiem i An.
- To teraz powiedz mi, co tu do kurwy nędzy się stało. – syknął Harry, oglądając całe zdarzenie. Na pierwszy rzut oka samochód był cały – tylko leżał w rowie. Ale po bliższym przyjrzeniu się, zauważyłam wklęsłość na prawych drzwiach kierowcy i zrujnowany zderzak. Poduszki przy stronie pasażera wybuchły a ogromna rysa ciągnęła się prawie przez cały bok.
- Jechałem sobie spokojnie, wracając z misji – tu spojrzał znacząco na Harrego, który postanowił to przeminąć. – kiedy jakiś kretyn chciał zarysować moje auto – tu wskazał za samochód za sobą – i kiedy miałem już nad nim przewagę wtrącił mnie to rowu – warknął, zaciskając szczękę.
- Coś zapamiętałeś? – wtrącił zamyślony Harry jakby próbował wszystko po kolei poukładać sobie w głowie – samochód? Twarz kierowcy?
- Bentley EXP
- To niemożliwe – odparłam zaskoczona. Harry oblizał swoje wargi – olbrzymie kusząc mnie przy okazji – i potrząsnął głową jakby chciał wyrzucić z siebie myśl, ze jakiś człowiek mógłby jeździć tym złotkiem.
- On wychodzi dopiero w 2016, to jest wprost kosmiczne żeby ten ktoś nim jeździł – warga Harrego znalazła się we włamaniach jego zębów, co robił zawsze kiedy próbował rozwiązać jakąś tajemniczą zagadkę.
- Wiem co widziałem, Harry – odparł zirytowany Nick, przewracając oczami. Powinien dziękować Bogu, że stoję koło Harrego, którego pięści zacisnęły się tak, aż knykcie pobielały, bo jego twarz raczej przypominałaby zderzak samochodu, gdybym opiekuńczo nie splotła naszych ramion.
- Nie wywracaj na mnie oczami – warknął gardłowo Harry mierząc wzrokiem postać Nicka. Ten uniósł ręce w obronnym geście, przenosząc wzrok na zmartwioną twarz An, która stała zaledwie kilka stóp od niego. Dziewczyna westchnęła i wyjęła ze swoich obcisłych spodni komórkę. Skonsternowana zmarszczyłam brwi uważnie obserwując każdy ruch przyjaciółki. Zauważyła, że zarówno ja jak i Hazza przyglądamy jej się, dlatego odparła:
- Dzwonię do Nialla, bez sensu tutaj tak stać, pojadę po jakieś zakupy bo lodówka świeci pustkami – oh. Całkowicie jej nie poznaję. Co jej się stało? Przecież nigdy w życiu nie wyrażała jakiejkolwiek chęci robienia spożywczych zakupów a co dopiero zostawieniu jakiegoś nierozwiązanego wydarzenia.
- Tak, to dobry pomysł – moją odpowiedz wyprzedził Harry, który wsadził swoja perfekcyjną dłoń w tylną kieszeń moich jeansów. Przesunął mnie do siebie tylko jedną, umięśnioną dłonią, przez co naparłam rękami na jego klatkę. – Zadzwoń jeszcze po Louisa, żeby ogarną zabranie Audi a ty Dev – spojrzał na czarnowłosą dziewczynę o ciemnej karnacji, która majstrowała z otwarciej strzaskanej maski samochodu. Na dźwięk swojego przezwiska uniosła głowę a na lewej części ust widniała lekka plamka oleju. Nick podszedł do niej i opuszkiem palca starł niepotrzebną plamkę. Dziewczyna cała się zarumieniła, odwracając wzrok z Nicka na Harrego. – zabierzesz się z Louisem i Nickiem, i spróbujesz coś wykombinować z tym – skinął głową w stronę auta. Pokiwała głową ze zrozumieniem i wróciła do prac przy masce.
- A my? – zapytałam unosząc wyregulowane brwi ku górze. Harry uroczo pocałował koniuszek mojego nosa, sprawiając wtargnięcie rumieńca na moje policzki. Facet, który zabija bez opamiętania, sprzedaje narkotyki i ma nieciekawą przeszłość zwraca się najbardziej romantycznie do – jak to sam nazwał – miłości swojego życia.
- A my spędzimy w końcu chwilę w samotności – wychrypiał seksownym głosem, bawiąc się końcówką mojej zwiewnej bluzki.
*Angel*
EXP
- Niall debilu odbierz ten telefon – zirytowana, stukałam szpilką o ziemię. Trzeci sygnał, czwarty sygnał, piąty sygnał..
- Halo? – no nareszcie! Wypuściłam sfrustrowana powietrze, wydobywając z siebie świst.
- Droga zjazdowa z Fleet Street masz tu być za 3 minuty – warknęłam, czując sierpniowy wiatr na swojej skórze. Zwiewna, kremowa bluzka nie ochraniała mnie wystarczająco, dlatego pocierałam co jakiś czas dłonią odsłonięte ramię.
- Co taka wkurzona An? – rozbawienia przesączyło się przez jego chrypę, którą odchrząknął a głos wrócił do podstawowego, monotonnego brzmienia – Już jadę.
Rozłączyłam się, podchodząc z powrotem do grupki przyjaciół. Des pomachała mi i razem z Harrym odjechali Infiniti w głąb lasu. Wzruszyłam ramionami przenosząc wzrok na Devin, która z zapałem majstrowała przy silniku bmw. Na niej zawisnął wzrok niebieskich tęczówek Nicka, który przypatrywał jej się z tyłu samochodu. Przewróciłam oczami. Drań! Jak można być takim idiotą. To jest niezrozumiałe według mnie. Bo albo wybierasz jedną i chcesz z nią być, sprawiać że widzi świat w tęczowych barwach a nie pierdolisz się ze wszystkimi na około. To nie etyczne.
Głośne hamowanie rozniosło się, kiedy srebrny Aston Martin DB9 zaparkował kilka stóp przede mną. Odgłos zamykanych drzwi, skierowały mój wzrok na blond grzywkę ułożoną do góry i wspomaganą przed żel. Ciemne Rayban’y zakrywały morskie oczy chłopaka a pełne, malinowe usta wykręcone były w cwaniackim uśmieszku.
- Wow, stary, nie wiedziałem, że nie umiesz jeździć – prychnął Niall, witając się po bratersku z Nickiem. Rzucił krótkie ‘hej’ do Devin i luźnym krokiem podszedł do mnie. Złożył na moim policzku uroczy pocałunek. Nie myślcie sobie nic! Niall jest jak mój brat, którego pragnęłam od dawna. Nawet czasami ludzie z zewnątrz myślą, że jesteśmy spokrewnieni bo nasze blond włosy i jaskrawoniebieskie oczy są bardzo podobne. Uśmiechnęłam się.
- To co, jedziemy? – zapytałam, odwracając się w stronę samochodu.
- Jasne – odparł, podchodząc kulturalnie do drzwi pasażera i otwierając je przede mną, pomógł mi wgramolić się do środka. Zaraz po tym obiegł samochód i usiadł za kierownicą. Zapach nowości delektował moje zmysły, kiedy włączałam radio. Niall zawsze dbał o samochody, bardziej niż ktokolwiek.
- Kierunek?
- Spożywczak – burknęłam niezadowolona. Co prawda, chciałam się stąd jak najszybciej wyrwać przez co musiałam coś wymyślić. Sklep był najlepszym rozwiązaniem. Stopa blondyna nacisnęła gwałtownie na pedał gazu, zaraz po tym jak oboje zapieliśmy się w pasy bezpieczeństwa. Może i jesteśmy groźnym jak sam skurwysyn gangiem co nie zmienia faktu, że wiemy, jakie niebezpieczeństwo kryje się za rogiem. Gdybyśmy nie trzymali się podstawowych zasad bhp dawno kilkoro z nas leżałoby w piachu. Taka prawda.
- Od kiedy robisz zakupy? – zadrwił, unosząc rozbawiony brwi do góry, wydostając je zza ciemnych oprawek okularów. Przewróciłam oczami, grzebiąc w schowkach samochodu. Przesunęłam kaliber. 38 i sterte karteczek z pogróżkami znajdując paczkę gum miętowych. Zabrałam jedną z listków i wpychając do buzi, spojrzałam na chłopaka, który zamiast na drogę spoglądam na każdy mój ruch.
- Jesteś głupi czy jaki? Patrz na drogę! – przeraziłam się widząc, jak nasze auto zjeżdża na sąsiedni pas. W aucie rozległ się gardłowy chichot chłopaka, na co ponownie przewróciłam oczami. Wsłuchując się w muzykę w radio, ocknęłam się dopiero, kiedy nasz Aston zaparkował przy osiedlowym sklepiku. Westchnęłam, wprost rozkoszując się chwilą, w której pójdę na zakupy. Wyskoczyłam z samochodu, zatrzaskując mocniej niż przesuszałam drzwi, dlatego poczułam na sobie mordercze spojrzenie Nialla. Chłopak z charakterystycznym dźwiękiem zabezpieczył samochód i wrzucają kluczyki do tylnej kieszeni dołączył do mnie. Kiedy już Niall trzymał rękę na klamce od wejściowych drzwi sklepu, rozejrzałam się wokół z przyzwyczajenia. Poczułam jakbym dostała kopniaka w brzuch a szczęka opadła mi dość nisko, odtykając prawie ziemi. Wzdrygnęłam się widząc czarnego Bentleya. Tego samego, którego widziała kilka dni temu. Tego samego, co najprawdopodobniej był przyczynom wypadku Nicka. Tego samego, na którego widok przeszły mnie ciarki. Blondyn utkwił we mnie zmartwione spojrzenie, widząc że nie chce wejść do sklepy. Przełknęłam głośno ślinę, starając się nie wzbudzać podejrzeń. Podskoczyłam kiedy Niall się odezwał.
- Spokojnie. Dasz radę zrobić te zakupy, jestem z Tobą – odetchnęłam z ulgą, widząc, że Niall podejrzewa moje zawahanie w sprawie zakupów. O cholera, zakupy.
Przywitałam się grzecznie z kasjerką, siedzącą za ladą. Puszysta kobieta była zapatrzona w pół zrobioną krzyżówkę a usłyszawszy mój głos uniosła swoje ciemne tęczówki z nad okularów oprawionych w grube, jasne oprawki sterczące na koniuszku jej nosa.
Z Niallem depczącym mi po piętach powędrowałam do pierwszego przedziału. Nabiał. Idąc wzdłuż lodówki ustawionej przy ścianie po kolei wrzucałam do plastikowego, niebieskiego koszyka w ręku blondyna poszczególne produkty, niezbędne w naszym domu. Jogurt, w tym ulubiony pity Des, masło – tylko zawierające najmniej tłuszczu. Przecież masło jest strasznie kaloryczne! Ale weź tu wytłumacz Devin czy Des. Nie da się! Jajka. Louis robi najlepszą jajecznicę pod słońcem a Harry utalentowany jest do wspaniałych omletów. Zabrałam kilka jeszcze serków i smakołyków, przechodząc do następnych regałów. Niall odparł, że idzie kupić alkohol na co pomachałam tylko głową, skupiając się na wyborze makaronu. Nienawidzę zakupów. Nawet nie mam pojęcia z czego robi się jakieś danie. Hej, może i nie nadaję się na idealną żonę, dlatego nie mogę sobie znaleźć odpowiedniego chłopaka ale tak czy siak, jest mi dobrze tak jak jest. Nawet nie umiejąc gotować.
Szukałam długich klusek do spaghetti, kiedy przypadkowo wpadłam na coś większego. Przeprosiłam, czując pulsujący ból w ramieniu. Uniosłam wzrok i przysięgam, moje serca przestało bić. Przed moimi oczami stał Bóg.
Ciemne supry okalały jego kostki a ciemne jeansy z niższym krokiem opinały jego nogi. Luźna biała koszulka z dekoltem w serek uwydatniała jego mięśnie brzucha a czarna skrzana kurtka narzucona była na ramiona. Brąz grzywka ułożona na żel unosiła się do góry a kremowomiodowe oczy wlepiały wzrok w moją bladą twarz. Przełknęłam głośno ślinę a policzki nabrały koloru kiedy łobuzerski uśmiech ułożył się z jego pełnych, różowych, zapraszających do pocałunku ust.
- To ja przepraszam – głęboki, zachrypiały głos wydobył się z gardła nieznajomego. Zapatrzona byłam w niego jak w obrazek, podziwiając każdy detal. Odchrząknęłam niezręcznie, zakładając kosmyk blond włosów za ucho. Spojrzałam na jego rękę, gdzie na nadgarstku znajdował się złoty, ogromny zegarek. Trzymał koszyk, w którym przeważały piwa, ale pomiędzy butelkami dostrzegłam paczkę paluszków i arbuzowy sok. Mój ulubiony!
- Jestem Justin – przedstawił się wystawiając dłoń. Niepewnie uścisnęłam jego dłoń, czując siłę jego mięśni. Napięłam się, kiedy przybliżył moją dłoń do swoich ust, składając na nich pocałunek. Zarumieniłam się jeszcze bardziej, od razu chowając ją – kiedy ją puścił – do kieszeni kurtki.
- Miło mi – odparłam, uświadamiając sobie nagle, że nawet się nie przedstawiłam. Cóż, to było dość niegrzeczne. Mogłam się założyć, że kogoś mi przypominał, ale nie mogłam znaleźć tej boskiej twarzy w liście moich znajomych czy przypadkowych trafów.
- Nie przedstawisz mi się? – zapytał jakby urażony?
- Może innym razem – odparłam, wsadzając znalezioną paczkę makaronu w drugą dłoń.
- To będzie następny raz? – niebezpiecznie zbliżył się do mnie, aż poczułam jego miętowy oddech na mojej twarzy. Przełknęłam ponownie ślinę, przygryzając wargę. Gwałtownie westchnęłam, kiedy mój podbródek znalazł się we władaniu jego kciuka i palca wskazującego. Uwolnił moją dolna wargę od zębów i mruknął:
- Nie przygryzaj wargi – motylki w brzuchu dały o sobie znać, kiedy jego dłoń powędrowała po moim ramieniu aż do dłoni, kiedy splótł nasze palce. Uniósł złączone ręce ponownie do swoich ust i złożył krótki pocałunek. – Do zobaczenia następnym razem – odparł, odwracając się i zostawiając mnie w całkowitym onieśmieleniu. Po kilku minutach ocknęłam się z transu, czując dłoń na moich plecach. Odwróciłam się, napotykając wzrok morskich oczu Nialla.
- Zabrałem już chyba wszystko – podrapał się po karku, przeglądając ponownie produkty w koszyku – Płacimy? – potaknęłam bo tylko na tyle było mnie stać, bo tym najdziwniejszym w świecie spotkaniu z nieznajomym. Z Justinem, przepraszam.
Stojąc przed ladą, odwróciłam się próbując poszukać idealnej sylwetki w ciemnym odzianiu, ale niestety nic takiego nie mogłam zobaczyć, dlatego spojrzałam na okrągłą, mile wyglądającą sprzedawczynię. Uśmiechnęła się do mnie życzliwie, co odwzajemniłam. Niall wyjął swój gruby portfel zapełniony złotymi i platynowymi kartami kredytowymi i grupą gotówką. Zapłacił z ogromnym napiwkiem kasjerce, która posłała nam zdziwione spojrzenie. Pewnie myśli tak jak każdy. Jakim cudem para młodych ludzi ma tyle kasy. Codzienność.
Oczywiście na takie pytania zawsze odpowiadamy, że nasi rodzice są bardzo hojni lub ciężko pracujemy. Przecież nie powiemy, że wygrywamy wszystkie nielegalne wyścigi, sprzedajemy narkotyki, zabijamy za kasę wykonując każdą misję.
Po zapakowaniu rzeczy do plastikowej siatki, które Niall zabrał bez problemu wyszliśmy ze sklepu. Czarny SUV nadal stał dokładnie w tym miejscu, gdzie wcześniej a ja dostrzegłam naszego Astona zaparkowanego naprzeciwko wejścia. Odwróciłam się do idącego za mną Nialla, wsadzając dłoń w tylną kieszeń jego jeansów. Jego ręce były zajęte przez cieżkie siatki z zakupami, ale najwidoczniej nie miał z nimi problemu, widząc po jego minie. Wykorzystałam sytuacje i usypałam jego jędrne pośladki. Pisnął jak dziewczynka, gromiąc mnie wzrokiem. Wybuchłam śmiechem. Dobrze wiedział, że uwielbiałam to robić, bo musze przyznać, jego tyłek jest perfekcyjny. No może nie tak jak nieznajomego ze sklepu, ale też niczego sobie. Jezu, Angel, czemu ty o nim myślisz!? Nawet go nie znasz.
Wracając do tyłka Nialla, wyciągnęłam kluczyki, odblokowując alarm samochodu. Produkty znalazły się w bagażniku, kiedy ja zajmowałam miejsce pasażera. Za chwilę koło mnie zmaterializował się blondyn odpalając auto. Wycofywał do wyjazdu, kiedy drzwi sklepu otworzyły się. Ze środka wychodził nieznajomy, który trzymał dwie siatki w prawej dłoni. Uśmiechnął się w moim kierunku, kiedy nasze wzroki się spotkały. Poczułam niesamowite ciarki wzdłuż kręgosłupa, kiedy puścił mi oczko. Ale cały idealny obraz zniknął, kiedy zbliżył się do czarnego Bentleya, otwierając drzwi kierowcy. Otworzyłam szerzej powieki, nie wierząc własnym oczom.
Zauroczył mnie idiota, którego widziałam kilka dni temu i który próbował zabić Nicka.
No to zajebiście.
________________
Cześć!
Prosze o komentarze z opinią, z góry wielkie dzięki :)
Zapisujcie się do informowanych, tutaj mój tt: @iluvya_grossa
Poznaliście troche Dangersów.
Następny rozdział z Devils POV ;)
hkjsjffnuebghg kocham tego bloga . ! super czekam na kolejny <3
OdpowiedzUsuńCytam :D
OdpowiedzUsuńO ja pierdole! Ooo ja pierdole! *-*
OdpowiedzUsuńSłucham sobie płyty MM i wzięłam się za czytanie tego bloga.
Dziewczyno, ty piszesz przezajebiście! Masz cholernie wielki talent, cudnie się czyta :o <3
Ooo Matko, czemu An nie może być z Niallem? ^^ :p Ale Biebs mi nie przeszkadza, lubię chłopa :D Szczerze? Byłam średnio nastawiona do tego opowiadania, bo nie lubię blogów z Harrym. Harry'ego kocham, ale mam jakieś takie małe dziwactwo :D a tu proszę, takie zaskoczenie - cholernie mi się podoba :D
Czekam na dalszy rozwój wydarzeń, wejdę na kompa to od razu dodam się do obserwowanych :D boskie, boskie, boskie to :D
Pozdrawiam cieplutko <3 <('.'<) :D
http://i-love-you-vampire.blogspot.com/